Cały świat poruszony został informacją o zamordowaniu Charliego Kirka podczas spotkania ze studentami na kampusie Utah Valley University w mieście Orem. Zabójstwa twórcy organizacji o nazwie Turning Point USA dokonano 10 września. Dzisiaj nie będziemy jednak mówić o jego mordercy. Zamach wywołał niemal ryk złowrogiego zadowolenia i bardzo ostre reakcje po stronie lewicy, która wręcz obnosiła się z tym, że świętuje śmierć swojego znienawidzonego wroga. Wielu z nich chwaliło się tym publicznie, w następstwie czego na ogół tracili pracę. Jest to zrozumiałe, bo słusznie budziło to uzasadnione oburzenie.
Skąd ta piekielna nienawiść? Jego adwersarze nie mogli znieść odwagi Charliego Kirka. Jego uczciwość i znajomość spraw, o których debatował, wywoływała w nich wręcz spazmy gniewu. Dlaczego? Wielokrotnie podczas swoich publicznych debat odwoływał się do Pisma Świętego i przyznawał się do wiary w Jezusa Chrystusa. To w połączeniu z jego skutecznością i całym wachlarzem argumentów w przeróżnych sprawach czyniło go niezwykle silnym i wpływowym człowiekiem. Trzeba przyznać, że posiadał dość imponującą wiedzę, umiał ją przekazać i nie bał się konfrontacji. Potrafił wyczuć osoby, z którymi rozmawiał, i naprowadzić je na samodzielne odkrycie prawdy. Niewątpliwie młodzi ludzie uznawali go za swój autorytet. Autorytet przypisywali mu również ci, którzy go nienawidzili. Autorytetu nie odmawiał mu również prezydent Stanów Zjednoczonych. Sam Donald Trump oceniał go jako wybitnego i niezwykłego człowieka. W znacznym stopniu Kirk przyczynił się bowiem do zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, który przed kamerami miał wręcz powiedzieć, że to nie jest jego zwycięstwo, a właśnie Charliego Kirka.
O ile po jednej stronie cieszono się z jego przedwczesnej śmierci, o tyle po drugiej odbywa się zupełnie inny proces. Prawica, konserwatyści i tradycjonaliści wszelkiej maści nabrali śmiałości w głoszeniu swoich poglądów. Kirk dał im siłę do przełamywania strachu. To tragiczne zabójstwo nie sprawiło, że się ukryli ze swoimi przekonaniami, ale wręcz dzięki niemu wyszli z nimi na zewnątrz. Wśród nich jest wielu takich, którzy do tej pory tego nie robili z obawy o ataki ze strony radykalnej lewicy, np. bojówek Antify. Obawy te nie były bezzasadne, ponieważ ostatnio w USA uznano tę organizację za twór o charakterze terrorystycznym.
Przed 10 września coś takiego, i to na taką skalę, nie było po prostu możliwe. Do tego stopnia przypisuje się sprawczość Charliemu, jako głównej przyczynie tego nowego ruchu, że niektórzy niemal od razu wprost obwoływali go świętym, a nawet męczennikiem. W Ashdod w Izraelu powstał już nawet mural upamiętniający Charliego Kirka, który przedstawia go z aureolą i anielskimi skrzydłami. Namalowany został błyskawicznie, kilka dni po zamachu. Pojawia się tutaj jednak zasadniczy problem. Kirk otwarcie przyznawał się do tego, że jest ewangelikiem. Jaka była więc jego „wiara”?
Ostatni krok
Według relacji znanej amerykańskiej dziennikarki – Candace Owens – Kirk miał ponoć modlić się na różańcu, a nawet bywać na Mszy Świętej. Kirków miano widywać w parafii św. Bernadetty w Scottsdale w Arizonie. Zdaje się to znajdować potwierdzenie w tym, że Erika Kirk (wdowa po zamordowanym) wychowała się w katolickiej rodzinie. Zaraz po zabójstwie Charliego Kirka Internet obiegły też zdjęcia, jak modliła się na różańcu. Apelowała także o modlitwę za męża. Candace Owens miała również żartować do Kirka, że „pozostał mu tylko jeden krok” i że jest „zbyt mądry, aby być protestantem”. Mówiła mu wprost, żeby „postawił ostatni krok”. Tego kroku jednak zabrakło. W tym kontekście jest to kluczowa informacja. Ponadto rozmawiali o Matce Bożej, a także o tym, że powinien przestać określać się jako judeochrześcijanin.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
