I jak to w polityce, jego tzw. wykonanie nie polega wcale na bezrefleksyjnym przyklepywaniu przedstawionego stanowiska. Nawet z niekorzystnego wyroku państwo powinno wyciągać dla siebie maksimum korzyści. Mówiąc kolokwialnie „uciec do przodu”. Jest tylko jeden warunek – decydenci muszą tego chcieć i potrafić myśleć.
A z tym „chceniem i myśleniem” rządzących to mamy w Polsce kłopot. I to coraz większy. Taka niepochlebna myśl naszła mnie (kolejny już raz), kiedy przeczytałem w sieci kilka rządowych apeli o reformę sądownictwa. Cóż, rząd chce iść po najmniejszej linii oporu. Zamknąć sprawę nawet ze szkodą dla państwa, byle załatwić jakieś swoje krajowe interesiki. Dlatego wypluwa z siebie prymitywne projekty ewidentnie niekonstytucyjnych ustaw dotyczących sądownictwa i próbuje wywrzeć presję na Prezydenta. Stąd słyszymy, że mamy listę wyroków ETPC, wg których sądy z udziałem sędziów powołanych po 2018 r. nie są sądami w rozumieniu Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. A w efekcie Polska płaci milionowe odszkodowania. Szkoda, że apelujący ministrowie zapominają dodać, że jest także lista wyroków TK usuwających z zakresu zobowiązań Polski taki element normatywny, który ETPC usiłuje nam narzucić. I żeby było jasne – wyroków TK opublikowanych w dzienniku ustaw. A więc ostatecznych i stanowiących zgodnie z art. 190 ust. 1 Konstytucji powszechnie obowiązujący element systemu prawa. I to one wiążą rząd. Przy nich wyrok ETPC to zwykły świstek papieru. I to jest mocny instrument do użycia, tak na krajowym, jak i międzynarodowym forum. Oczywiście jeśli się chce i umie nim władać.
Stąd niemal natychmiast nasuwa się pytanie, dlaczego reprezentanci rządu nie walczą w tego rodzaju sprawach na forum ETPC, tylko już na wstępie procedowania potwierdzają roszczenia skarżących, co w efekcie skutkuje powstaniem finansowych zobowiązań państwa. Sami więc powiększają, a przynajmniej przyśpieszają te odszkodowania, o których rząd tak krzyczy. I robią to wbrew wyrokom TK. Ich art. 190 ust. 1 Konstytucji nie wiąże? I tu pojawia się kolejne pytanie, robią to na własną odpowiedzialność, czy łamią Konstytucję na czyjeś partyjne polecenie? Za to się odpowiada. Karnie i konstytucyjnie. Co więcej, jeśli już gdzieś, to właśnie tu najbardziej pojawia się też pole do potencjalnych roszczeń regresowych do zaangażowanych w ten proceder osób.
ETPC jest zwykłym traktatowym trybunałem organizacji regionalnej (Rady Europy). Płynie na fali wzrostu politycznego znaczenia praw człowieka i korzystając z chwili, rości sobie absurdalne oczekiwanie, by traktować go jako „europejski trybunał konstytucyjny”. Wydane przez niego wyroki w sprawach polskiego sądownictwa, to nie tylko ewidentne przekraczanie kompetencji, bezprawna ingerencja w obszar konstytucyjny, ale też smutny przykład braku wiedzy prawniczej, przynajmniej w zakresie systemu ustrojowego Polski. Lektura każdego z nich mogłaby nieźle ubawić, gdyby nie przerażała absurdem. Słusznie mówi się, że wyroki ETPC przygotowują asystenci, a sędziowie je tylko podpisują. Z powodu żenujących błędów zakładam, ze nawet bez ich czytania. I zamiast przekłuć ten nadęty balon, rząd traktuje wypowiedzi ETPC jak prawniczy dogmat.
Głupota – a może świadome działanie na szkodę państwa – polega na tym, że rząd zgadza się na przyjmowanie roszczeń już na etapie wstępnym i chce je wykonać bez głębszych refleksji. Sam nakręca koniukturę na spory. Reprezentowane przez rządowych prawników studenckie rozumienie art. 46 Konwencji przejawia się w tym, że ciągle jęczą o obowiązku wykonania. Jaki obowiązek? Prawo międzynarodowe nie jest takie proste i jednoznaczne jak im się wydaje. Jest przesycone polityką. W tym przepisie czytamy, że państwo-strona jest zobowiązane do „podporządkowania się ostatecznemu rozstrzygnięciu” (undertake to abide by the final judgement), a nad jego wykonaniem czuwa Komitet Ministrów Rady Europy (shall supervise its execution). Ja nie będę uczył rządowych mądrali wykładni i rozumienia przepisów traktatowych, gry słów i różnych ich znaczeń. Na to za późno. Ja im tylko powiem, że mogliby się zastanowić dlaczego zobowiązanie państwa opiera się o formułę „abide by” a działanie Komitetu Ministrów o „execution”? Dla mnie całość art. 46 pokazuje, że to co oni nazywają „prawnym obowiązkiem wykonania wyroku ECtHR” (pacta sunt servanda) jest zwykłym nakazem politycznym ubranym w nieostry przepis Konwencji. I tak naprawdę nie zależy od tego, co zobowiązane państwo zrobi, ale od tego, czy Komitet Ministrów RE uzna, że wykonanie wyroku nastąpiło. Więcej, nawet stwierdzenie braku wykonania wyroku nie jest takie proste, bo musi zostać przegłosowane 2/3 głosów. I to jest właśnie robota dla MSZ. A nie poddawanie wszystkiego na wejściu.
Konstrukcja przyjęta w tym przepisie jest świadomym rozwiązaniem. Państwa-strony stworzyły margines swobody działania, umożliwiający negocjacje nad zakresem wykonania wyroku i chroniący w ten sposób ich suwerenność. Pod warunkiem, że państwo ma rząd pilnujący tej suwerenności. Inaczej mówiąc, tak naprawdę wyrok ETPC wykonuje się nie tyle w kraju, ile w płaszczyźnie politycznej, w drodze negocjacji międzynarodowych, na forum Komitetu Ministrów, w sumie już poza ETPC. I to ma służyć w rzeczywistości zapobieganiu stawiania sporu o wykonanie wyroku „na ostrzu noża”. Ma zapobiegać sytuacjom, kiedy państwo-strona Konwencji zbuntuje się, albo wręcz zdecyduje się na jej opuszczenie, bo uzna, ze wyrok przekroczył dopuszczalne granice. Nikt nie chce bałaganu.
Dlatego istnieją wyroki ETPC, które nie są wykonywane. A już na pewno nie w takim zakresie jak sobie ETPC wyobrażał. Akademickim wręcz przykładem jest tu wyrok ETPC z 6 października 2005 r.(Wielka Izba) w sprawie Hirst (skarga nr 74025/01) przeciwko Wielkiej Brytanii, który dotyczył pozbawienia więźniów prawa do głosowania. ETPC orzekł, że nawet biorąc pod uwagę szeroki margines swobody państw-stron Konwencji w regulowaniu prawa wyborczego, nie można zaakceptować reguły, że więźniowie, niezależnie od rodzaju przestępstwa czy długości zasądzonej kary, nie mogą głosować w wyborach.
I wtedy ta „dojrzała brytyjska demokracja” powiedziała „dość” wtrącaniu się ETPC w suwerenne decyzje państwa. Podkreślono, że ETPC jest organem bez legitymizacji demokratycznej i nie będzie burzył brytyjskiej tradycji konstytucyjnej.
W efekcie rząd brytyjski najpierw zwlekał. Potem przeprowadził konsultacje społeczne i to dwa razy. W 2010 r. odbyły się wybory do Izby Gmin przy dalszym istnieniu prawnego zakazu udziału w nich więźniów.
Przez te lata Komitet Ministrów RE wydał kilka rezolucji, w których wyraził zaniepokojenie z powodu niewykonania wyroku. W listopadzie 2010 r. ETPC wrócił do problemu i wydał wyrok pilotażowy w kolejnej, podobnej sprawie (Greens i M.T. v. Wielka Brytania). I zażądał przedstawienia w terminie 6 miesięcy propozycji stosownych zmian ustawodawczych.
W lutym 2011 r. w Izbie Gmin odbyła się debata dotycząca wykonania obu tych wyroków. I członkowie Izby Gmin odrzucili wyrok jako naruszenie „tradycji konstytucyjnej” Wielkiej Brytanii. W 2013 r. dla opracowania zmian ustawodawczych powołano wspólną komisję Izby Lordów i Izby Gmin. Jednym z jej pomysłów było przyznanie prawa do głosowania w wyborach wąskiej grupie więźniów. I sprawa zmarła.
W sumie wyroku sprawie Hirst nie wykonano przez 13 lat. Dopiero w 2017 r. przeprowadzono kilka zmian administracyjnych. I bez zmiany prawa zezwolono na udział w wyborach tymczasowo aresztowanym, odbywającym karę w formie aresztu domowego oraz skazanym za popełnienie drobnych przestępstw, czy warunkowo zwolnionym z odbywania kary pozbawienia wolności. Pozostali więźniowie prawa udziału w wyborach nie otrzymali.
Komitet Ministrów RE stwierdził, że jest usatysfakcjonowany wykonaniem wyroku. I nie była to bezpodstawna satysfakcja. Cieszył się, że dostał cokolwiek. Brytyjska opinia publiczna była oburzona żądaniami ETPC tak dalece, że pojawiły się poważne polityczne pomysły, by wystąpić z Konwencji. To był szok dla europejskich elit i strach przed efektem domina. Przystali więc na to, co dostali. Bo w polityce międzynarodowej silnych się szanuje, a nie takich co to na wstępie poddają sprawę. Zresztą sprawę, którą sami wywołali. A potem rozwiązują problem, który sami nakręcili, bo ETPC nie wziął swoich ocen prawniczych z sufitu. On w swoim wyroku przejmuje te wszystkie głupawe wywody z orzeczeń zbuntowanych polskich sędziów, głownie SN. Nawet te uznane za niekonstytucyjne przez TK. I przenosi je na grunt międzynarodowy, by nadać im nowe życie. A rząd uzasadnia tym potrzebę zmiany prawa. Taka karuzela absurdu rozwalającego państwo.
A my ciągle zapominamy, że płacimy Radzie Europy składki, bez których funkcjonowanie jej, i jej organów byłoby niemożliwe.
Czytaj też:
Jak załatwić Mercosur?Czytaj też:
Małpa z brzytwą
