Bułgaria jako Isaura, Berlin w roli Leôncia?
  • Ryszard CzarneckiAutor:Ryszard Czarnecki

Bułgaria jako Isaura, Berlin w roli Leôncia?

Dodano: 
Banknoty, zdjęcie ilustracyjne
Banknoty, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pexels
Za dwa miesiące i dziesięć dni jeden z najbiedniejszych i, niestety, najbardziej skorumpowanych krajów UE – Bułgaria wejdzie do strefy euro.

Nikt jej nie zmuszał – sama chciała. Ale właśnie teraz bułgarskie media, jakby uprzedzając opinię publiczną, że dobrze nie będzie (bo już było?), nagle się obudziły i podkreślają, że ich kraj nie spełnia kryteriów eurozony dotyczących inflacji. Cóż, nagle nie spełnia. A przedtem spełniał? A może chodzi o to, że to na Bułgarów – a nie na Niemców czy Holendrów, a więc głównych beneficjentów eurolandu – należy zwalić winę za to, że po 1 stycznia Anno Domini 2026 wszystko w Sofii, Płowdiw, Warnie, Słonecznym Brzegu czy Nesebyrze zacznie się walić, ceny pogalopują, obywatele wycofają oszczędności z banków i tylko międzynarodowe korporacje, funkcjonujące w tym bałkańskim państwie, oraz bułgarskie firmy, produkujące głównie na eksport, będą cieszyć się z wejścia tego państwa do strefy euro.

Oczywiście tamtejsza klasa polityczna z kamienną twarzą bije brawo (Unii i sobie) i ukrywa skutki tego, co się stanie. A co się stanie? Ano to samo, co wcześniej w Grecji czy we Włoszech, a w ostatnich latach także np. na Słowacji, Litwie czy w Chorwacji. A że bułgarska klasa polityczna robi dobrą minę do zlej gry wiem najlepiej, bo niespełna trzy tygodnie temu bylem w Parlamencie Europejskim na spotkaniu polityków Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów z premierem Bułgarii Żelazkowem i pamiętam, co mówił. Ten, sytuujący się na prawicy Europejskiej Partii Ludowej, polityk centroprawicowej GERB prezentował urzędowy optymizm. Jednak powoływanie się na kryteria ekonomiczne i wolny rynek, po doświadczeniach Aten, Rzymu, Wilna, Bratysławy, Zagrzebia itp., doprawdy nie jest usprawiedliwione.

Zatem mamy kolejny odcinek niczym z brazylijskiej telenoweli. Współczuję Bułgarom, ale to bułgarscy politycy gotują im ten los. W państwie, w którym w nieco ponad trzy lata odbyły się aż sześć razy wybory parlamentarne (rekord świata bijący niedawne osiągnięcia Izraela, a wcześniej Italii z lat 70.), może to oznaczać (chociaż wcale nie musi) nowe wybory parlamentarne.

Nie obchodzi mnie, kto w tej eurolandowej noweli odgrywa rolę Isaury (Sofia?), a kto Leôncia (Berlin?). Wiem natomiast, że Bułgarzy, tak jak wcześniej inne nacje, będą musieli zacisnąć pasa dla bynajmniej nie świetlanej, ale mocno niepewnej przyszłości strefy euro.


Kup akcje Do Rzeczy S.A.
Odbierz roczną subskrypcję gratis!
Szczegóły: platforma.dminc.pl


Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także