Po ośmiu latach oblewania pomyjami, wyszydzania, rugowania z życia publicznego, a także deptania wszystkiego, co im drogie – sympatycy PiS i politycy skłonni są do przesadnego ich odreagowywania. Tym odreagowywaniem właśnie tłumaczę pojawianie się pomysłów niby to słusznych, ale takich, z których może być więcej szkody niż pożytku.
Do takich właśnie zaliczam pomysł, by jakąś ustawą albo nawet poprawką w konstytucji zakazać znieważania Polski. Jasne – „Ojczyznę kochać trzeba i szanować”, jak śpiewa Muniek, ale pomysł każe z punktu przypomnieć dwa stare polskie przysłowia. „Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami” i „diabeł tkwi w szczegółach”. Perspektywa, żeby karać na przykład za używanie podłego określenia „polskie obozy zagłady”, jest kusząca, no i ma precedens – nie ma moralnego prawa potępiać jej nikt, kto akceptuje paragraf o „kłamstwie oświęcimskim” i wyroki takie jak więzienie dla Davida Irvinga za przedstawianie w historycznych pracach argumentów na rzecz tezy, że Hitler nie nakazał „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” ani nawet o nim nie wiedział.
Tylko gdzie postawić granicę? Pamiętam, jaką histerię i zanik rozumu u niektórych kolegów z prawicy wywołało stwierdzenie przeze mnie oczywistej oczywistości, że w 1939 r. strasząc Hitlera za brytyjskim poduszczeniem interwencją, jeśli napadnie na naszych zachodnich sojuszników, i odmawiając symbolicznych koncesji, jakich od nas żądał, a tym samym ściągając na siebie cały impet jego pierwszego uderzenia, popełniliśmy bezmyślnie i w cudzym interesie narodowe samobójstwo na własne życzenie. Pamiętam też, jak bezsilni byli wobec moich argumentów czy wobec tych, jakie – dla nieco innych tez – zebrał Piotr Zychowicz. Dać im do ręki takie narzędzie, którym jeśli ktoś naruszy patriotyczną poprawność i niestety ma rację, można by mu zamknąć gębę administracyjnymi czy karnymi szykanami? Jakoś mnie ta perspektywa odrzuca.
Prawo chroniące „dobre imię” państwa i jego chwalebną historię funkcjonuje w putinowskiej Rosji (można sprawdzić i dopytać, z jakim skutkiem). I niech już tam pozostanie. Nie importujmy go do Polski, nawet w najzacniejszych intencjach.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.