Pytanie, jak naprawić państwo – często powtarzam – przypomina pytanie: jak schudnąć. Odpowiedź jest prosta i niewiele tu do wymyślenia – nie trzeba mądrości, trzeba silnej woli. Dotyczy to także uzdrowienia usług medycznych, wciąż po socjalistycznemu zwanych u nas „służbą zdrowia”. Należy po prostu dopuścić na rynku tych usług, tak jak wszędzie indziej, mechanizmy konkurencji. Specyfika tego rynku sprawia, że w praktyce oznacza to konkurowanie między sobą różnych oferentów ubezpieczeń medycznych.
I taki też projekt przygotowali fachowcy bez mała 20 lat temu. Zamiast odziedziczonych po PRL państwowych „wydziałów zdrowia”, dystrybuujących kasę z ministerstwa – konkurujące między sobą kasy chorych. Projekt postanowiono wdrożyć, ale – z jedną zmianą. Zmianą w duchu słów, które słyszałem kiedyś z ust śp. Jacka Kuronia: „Wolny rynek, oczywiście, ale ktoś przecież musi go kontrolować”. Niech będą kasy chorych, bo to ładna, przedwojenna nazwa – ale po co ta konkurencja? Po jednej na województwo plus kilka branżowych. Potem przyszła kolejna reforma – z kilkunastu kas zrobiono znowu jeden Narodowy Fundusz Zdrowia. Patologie służby zdrowia się nie zmniejszyły ani odrobinę, ale za to gdy w PRL zajmowało się dystrybuowaniem państwowych pieniędzy kilkadziesiąt osób, teraz żyje z arbitralnego „wyceniania procedur” i „refundowania” kilkaset.
Przyszedł PiS, pomyślał i wymyślił… nie to, co oczywiste – wprowadzić wreszcie konkurencję ubezpieczeń. Wymyślił, żeby znowu cały cyrk upaństwowić. I w imię „sprawiedliwości społecznej” zastosować się wreszcie do zawartej w konstytucji nierealizowalnej obietnicy, że opieka medyczna należy się każdemu, bez względu na to czy jest ubezpieczony, czy nie. Wszystko, aby tylko nie wolny rynek. No bo jak by wtedy się kontrolowało? A nuż jednak znajdzie się sposób, żeby się obyło bez tej zmiany. Nasi politycy, bez względu na deklarowaną orientację, są jak gruba baba, która schudnąć, owszem, chce bardzo, ale z obżerania się słodyczami nie zrezygnuje za nic. Woli tracić majątek na kolejne „cudowne” i coraz bardziej nieskuteczne kuracje. W efekcie można sobie te kolejne reformy tylko o kant – a raczej, właściwie, o krągłość – potłuc.