Główny nurt medialny zajął się finansami największych partii. Już wcześniej wydatki PiS tropił ulubiony pluszak premiera. Nie wywołało to jednak szczególnego rezonansu i pokazało, że nowa sytuacja wymaga nowego podejścia. Nagonka na opozycję i głoszenie, że krytyka partii rządzącej – jako legalnie wybranej – jest zamachem na samą demokrację, przestała wystarczać. W tych warunkach „Gazeta Wyborcza” zaproponowała nowość: lustrację wydatków nie tylko opozycji, ale i partii rządzącej.
Nie jest to oczywiście podejście symetryczne. Autorki „Wyborczej” drobiazgowo śledzą zlecenia dla przeciwników, ale do swojego ogródka nie zaglądają. Nie pochylają się na przykład nad bogatą działalnością Jacka Żakowskiego, a zamieszczony obok komentarz moralisty Seweryna Blumsztajna piętnuje wyłącznie Krzysztofa Skowrońskiego, którego radio wykonało jakąś pracę na rzecz PiS.
Reakcja mediów tego samego nurtu, które analizują wydatki opozycji, potwierdza jedynie to samo. Dziennikarze TVN zauważyli przede wszystkim koszty ochrony Jarosława Kaczyńskiego, które wstrząsnęły nimi zdecydowanie bardziej niż wcześniejsza napaść na działaczy PiS, zamordowanie jednego oraz ciężkie zranienie drugiego. A wtedy celem był Kaczyński.
Tego samego dnia, gdy media zaczęły oburzać się na wydatki partii politycznych, ugrupowanie rządzące zaproponowało likwidację ich finansowania z budżetu państwa.
Swego czasu Donald Tusk deklarował, że nie weźmie grosza z funduszy publicznych i... zgarnął tyle, ile dawali. Tłumaczył jednak, że do aktu tego zmusili go konkurenci, którzy bezwstydnie przyjęli to, co przysługiwało im tytułem prawa.
W tym przypadku szef PO nie kłamał. Walka o zniesienie dotacji dla partii leży w jego najlepiej pojętym interesie. Jako eksponent sprzęgniętego z międzynarodowymi grupami interesu establishmentu III RP może liczyć na wsparcie, przy którym dotacje budżetowe nie znaczą nic. Sprawując władzę potrafi się zrewanżować.
Tego dnia, gdy „Wyborcza” biadała nad tysiącami, które budżet państwa przeznacza na partie polityczne, odbyło się walne zgromadzenie Banku Pekao SA, które przerwano po publicznych pytaniach, jakie jego władzom zadał Jerzy Bielewicz. W dużej mierze dotyczyły one relacji między bankiem a Agorą (wydawcą „Wyborczej”) oraz siostrzanymi spółkami – ITI i TVN. W tym przypadku potencjalne sumy liczyć należało w grubych milionach. Długoletnim szefem Banku Pekao SA był przecież Jan Krzysztof Bielecki, najbliższy przyjaciel i współpracownik obecnego premiera.
Blisko pół miliarda władze Warszawy wydały na remont stadionu Legii, która jest własnością ITI. A w „Wyborczej” rozliczającej wydatki partyjne dominują reklamy spółek zależnych od władzy państwowej.
Rozliczenia funduszy partyjnych pokrywały się kurzem od marca. Nagle dzielne dziennikarki „Wyborczej” uznały je za niezwykle aktualne. To zrozumiałe. Sytuacja staje się alarmująca. PO coraz wyraźniej przegrywa z PiS. Trzeba sięgnąć po ostateczną broń: odciąć partię Kaczyńskiego od funduszy i wykorzystać wszystkie rezerwy do obrony status quo. Dziennikarscy moraliści nadają się do tego w sposób szczególny.