Już w najbliższą niedzielę odbędzie się druga tura wyborów parlamentarnych we Francji. W minioną niedzielę, w pierwszej turze, najlepszy wynik zanotowało Zjednoczenie Narodowe, czyli formacja Marine Le Pen. Wywołało to panikę w wielu europejskich stolicach. Ugrupowanie prezydenta Emmanuela Macrona było dopiero trzecie. Teraz trwa akcja jednoczenia się przeciw Le Pen, która przez liberalno-lewicowe media jest określana jako polityk "skrajnie prawicowy".
Przy okazji poprzednich wyborów, przed II turą wyborów parlamentarnych we Francji dochodziło do uformowania się tzw. frontu republikańskiego. Oznacza to, że okręgach, w których rywalizowały ze sobą trzy osoby, kandydat z najniższym wynikiem w I turze wycofywał się i przekazywał swoje głosy drugiemu kandydatowi, który rywalizował z kandydatem Zjednoczenia Narodowego. Po niedzielnym głosowaniu taką koalicję wszystkich sił "demokratycznych i republikańskich" przeciw partii Marine le Pen zaapelował prezydent Francji, Emmanuel Macron.
Zwycięstwa Marine Le Pen obawia się także premier Donald Tusk wskazując, że podobnie jak PiS, ma ona powiązania z Rosją.
Lisicki i Ziemkiewicz komentują
– Do tej pory było tak, że udawało się siłom demokracji liberalnej utworzyć kordon sanitarny i w drugiej turze jednoczyła się lewica i tzw. prawica i partia Macrona. Teraz wygląda na to, że to im się nie uda – ocenił w nowym odcinku programu "Polska Do Rzeczy" redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki.
Publicysta Rafał Ziemkiewicz zauważył, że Francję czeka to samo, co stało się w Polsce w 2005 i 2015 r., po wygranej PiS. – To samo, tylko na sterydach. Tam naprawdę może się krew polać. Będzie chaos, bunt elit. A pamiętajmy, że Francja to jest wręcz modelowo biurokratyczny kraj, więc jak ta biurokracja będzie sabotować polecenia parlamentu i rządu, to będzie niewesoło – wskazał. – Mamy to samo, co było u nas przy okazji anty-PiSie i "ośmiogwiazdkowcach", którzy teraz dorwali się do władzy – akcja niedopuszczania do władzy "faszystów". Nie wiąże się z jakimkolwiek programem, ale "byle tylko nie rządziła Le Pen". Noddać władzę lewakom czy imigrantom. Czysta, klasowa nienawiść – dodał.
– Mamy do czynienia z wyborami demokratycznymi. Ludzie mogą wybrać Le Pen, ale okazuje się, że nie mogą jej wybrać, ponieważ elity mówią "nie", a jak spróbujecie ją wybrać, to będzie wielki bunt, palenie samochodów, niszczenie sklepów. Argument siły, argument przemocy – komentuje Lisicki.
Zwiastun 309. odc. programu "Polska Do Rzeczy". Całość dostępna dla naszych Subskrybentów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.