Senat i Biały Dom w rękach aborcjonistów. "To jest papierek lakmusowy"
  • Tomasz RowińskiAutor:Tomasz Rowiński

Senat i Biały Dom w rękach aborcjonistów. "To jest papierek lakmusowy"

Dodano: 
Joe Biden i Donald Trump
Joe Biden i Donald Trump Źródło:PAP/EPA / JIM LO SCALZO
Ostatni raz Demokraci mieli w swoich rękach Biały Dom i Senat w latach 2009-2011 w czasie prezydentury Baracka Obamy, jednak wtedy to była nieco inna partia.

Republikanom wystarczył jeden mandat senatorski w Georgii by zachować przewagę w Senacie, jednak przegrali oba i w ten sposób utracili większość. Wobec zapowiedzi radykalizacji polityki proaborcyjnej przez Partię Demokratyczną i prezydenta-elekta Joe Bidena można się spodziewać, że na masowy proceder mordu prenatalnego pójdą olbrzymie pieniądze.

Dlaczego sytuacja jest tak zła? Pisze o tym National Catholic Register analizując zmianę jaka dokonała się w partii wstępującego prezydenta. W czasach Obamy, szczególnie w czasie pierwszej jego kadencji, choć Demokraci stali na pozycji proaborcyjnej, powszechne w tej partii było przekonanie, że pytanie o zasadność aborcji jest czymś, na co nie ma prostych odpowiedzi i jest to temat, o którym ludzie powinni dyskutować. Różnorodności opinii w tej sprawie nie lekceważono.

Usztywnienie stanowiska nastąpiło w ostatnich latach, a w sposób najbardziej radyklany już w czasie minionej kampanii wyborczej. Joe Biden dopiero w tym czasie ogłosił, że pełne i szerokie finansowanie aborcji jest częścią jego programu wyborczego.

NCR przytacza ciekawą opinię Dana Lipinskiego, byłego kongresmana z Illinois, Demokraty o poglądach pro-life, który przegrał tym razem już na etapie prawyborów z innym kandydatem Demokratów o poglądach proaborcyjnych. Lipiński mówi, że obecne stanowisko jego partii stało się całkowicie bezdyskusyjne: "Jeśli nie popierasz finansowania aborcji przez podatników, to naprawdę nie jesteś zwolennikiem wyboru. To stało się papierkiem lakmusowym" – mówi były kongresmen.

Najłatwiej byłoby przypisać zmianę tej sytuacji "radykalizmowi" Trumpa, być może jednak "umiarkowanie" Demokratów wynikało z letniości Republikanów, którzy nie kwapili się by bardziej zdecydowanie występować przeciwko aborcji. Oczywiście i za czasów George'a Busha mieliśmy do czynienia z reakcją antyaborcyjną jednak nie w tak znaczącej skali jak za Trumpa. Zatem czy wtedy faktycznie wyborca miał wybór, który pozwalał na sprzeciw wobec aborcji, a może tak czy inaczej głosował na aborcyjne status quo? A ruchy pro-life w USA czeka być może najbardziej pracowity okres w ich historii.

Źródło: NCRegister.com / DoRzeczy.pl
Czytaj także