Tegoroczny "La Marche pour la vie” odbył się pod znakiem sprzeciwu wobec znajdującej się w Senacie ustawie, która umożliwi refundowanie procedury "in vitro" parom lesbijskim i rodzenie dzieci "bez ojców". Częścią ustawy jest także dalsze rozszerzenie dostępności aborcji.
Manifestanci szli pod hasłem "Aborcja to przemoc wobec kobiet", a także starym feministycznym sloganem „moje ciało, mój wybór”. To drugie hasło miało jednak zmieniony sens, protestujących wskazywali, że w państwie aborcyjnym zabicie dziecka często ma miejsce pod presją społeczną i wybór życia wcale nie jest "wolną opcją" dla francuskich kobiet.
Tegoroczna manifestacja ma jeszcze jeden kontekst – najgorsze od 1945 roku dane demograficzne, które wyniosły 1,87 dziecka na kobietę w 2020 r. Jednocześnie według badań społecznych Instytutu Kantar młodsze pokolenie chętnie patrzy w stronę wielodzietności – przeciętnie Francuzi deklarują, że chcieliby mieć 2,39 dziecka. Wzrasta jednak poczucie, że państwo francuskie porzuca, to z czego słynęło, czyli swoją politykę prorodzinną.
W minionym roku dokonano we Francji 232 tys. aborcji, gdy równocześnie coraz więcej Francuzów jest przekonanych, że nie stać ich na większe rodziny.
Czytaj też:
Senat i Biały Dom w rękach aborcjonistów. "To jest papierek lakmusowy"Czytaj też:
Publicysta ostro o Franciszku. "Zdecydował się przemówić ledwie słyszalnym szeptem”