Swoje życie poświecił służbie Bogu, Kościołowi, a przede wszystkim Maryi. Biskup Paweł Hnilica nazywany był przez wielu komandosem Matki Bożej Fatimskiej i Jana Pawła II. Tomasz P. Terlikowski w intrygujący i niezwykły sposób przedstawia biografię jednego z najciekawszych biskupów XX wieku. Opowiadając czytelnikom o słowackim kapłanie, pokazuje nieznane oblicze Kościoła.
Książka jest dostępna w sklepie internetowym wydawnictwa Esprit.
Fragment książki
Kapłan i biskup z podziemia
To były takie czasy, że od decyzji do jej realizacji nie mogło upłynąć dużo czasu. Każda kolejna osoba, która nawet przypadkowo dowiedziałaby się o planach biskupa, mogłaby złożyć donos, a to oznaczałoby kary zarówno dla biskupa, jak i dla kleryka, który miał być wyświęcony. Tego samego dnia siostra poprosiła, by pod pretekstem badań biskup zgłosił się do szpitala. Było już po szesnastej, gdy hierarcha pilnowany przez dwóch funkcjonariuszy przybył do lecznicy. Lekarz na izbie przyjęć wstępnie go przebadał, a następnie zlecił szczegółowe badania na oddziale zakaźnym. Strażnicy na szczęście nie bardzo chcieli narażać swoje zdrowie. Siostra, która ich przyjmowała, zasugerowała, by coś zjedli. „Od obiadu minęło sporo czasu i pewnie umieracie, towarzysze, z głodu” – stwierdziła. Nie musiała im tego powtarzać. Na oddział wszedł więc sam biskup i od razu skierował się do wciąż jeszcze otwartej szpitalnej kaplicy. Tam czekał już na niego Paweł Hnilica. Biskup Pobožný poprosił jezuitę o dokument dopuszczający go do święceń. Młody zakonnik zdjął więc but i zaczął odrywać podeszwę, bowiem to właśnie tam ukryty miał konieczny papier. Gdy wreszcie – po chwili mocowania się z butami – wręczył go biskupowi, ten roześmiał się, widząc pożółkłą, zmiętą kartkę. „Wystawili go chyba w średniowieczu” – stwierdził. Na dłuższe rozmowy nie było jednak czasu. Biskup przebrał się w ornat i zaczął odprawiać Mszę Świętą z obrzędem święceń kapłańskich. Nie było śpiewów, długich kazań, tylko to, co konieczne, by święcenia były ważne. Nietypowa sytuacja sprawiła, że tego samego dnia Hnilica otrzymał trzy stopnie święceń kapłańskich – subdiakonat, diakonat i prezbiterat. Po obrzędzie nastąpiło jeszcze błogosławieństwo neoprezbitera. Wszystko trwało nie dłużej niż godzinę. Na koniec Hnilica zadał jeszcze biskupowi pytanie, czy ten pomoże w wyświęceniu na kapłanów kolejnych jezuitów. „Jeśli tylko będę mógł, zrobię to z przyjemnością. To mój obowiązek” – odpowiedział biskup […].
Studia, praca, a także podziemne zaangażowanie duszpasterskie odbywały się za zgodą i pod kontrolą podziemnych władz jezuickich. Ówczesnym przełożonym, zastępującym wiceprowincjała (z którym wciąż miał kontakt), był przebywający na wolności z powodu ciężkiej choroby o. Matej Marko. Duchowny ten był przekonany, że Kościół w Czechosłowacji musi być przygotowany na wiele lat działania w podziemiu, bez jawnych struktur, z uwięzionymi lub internowanymi biskupami i księżmi. Już wtedy na dziewięciu biskupów słowackich pięciu było w więzieniu, a trzech pozostawało pod stałym nadzorem. Kwestią być albo nie być dla Kościoła było zatem wyświęcenie nowych podziemnych biskupów. Ojciec Marko przebywał w czeskiej części Czechosłowacji, a tam decyzję w tej sprawie już podjęto. Trzeba było wyświęcić jednego z jezuitów na biskupa. Nowy hierarcha miał koordynować nielegalną działalność religijną związaną z potrzebami prześladowanego Kościoła. Wybór padł na o. Pawła Hnilicę, którego pod koniec roku skierował on z prośbą o wyświęcenie go na biskupa do bp. Pobožnego w Rożniawie.
Hnilica był przerażony. Jeszcze w czasie spotkania z o. Marko przekonywał, że nie nadaje się do tej posługi, że dopiero otrzymał święcenia i że nie jest godny zostać biskupem. Jego przełożony był jednak nieubłagany i powołał się na zakonne – tak ważne u jezuitów – posłuszeństwo. Ojciec Paweł nie miał więc innego wyjścia, jak podjąć nowe wyzwanie. „[…] słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 30) – przypomniał sobie słowa Jezusa. Kapłaństwo napełniało go radością, ale nigdy nie chciał być biskupem. Paciorki różańca powoli wędrowały w jego rękach. Modlił się, miotał. Do Rożniawy dotarł późnym wieczorem i od razu poprosił o kontakt z biskupem. Spotkali się następnego dnia rano. Hnilica bez słowa wręczył biskupowi list od o. Marko.
– Ty jesteś kandydatem? – zapytał biskup młodego kapłana.
– Przyjąłem tę decyzję tylko w duchu posłuszeństwa, ale jeśli ksiądz biskup uzna, że jest lepszy kandydat, Ekscelencja może zmienić decyzję – odpowiedział Hnilica.
– Co do kandydata nie mam zastrzeżeń ani wątpliwości. Myślę, że jesteś dobrze przygotowany do tego zadania, i widzę, że w sercu masz dobro Kościoła – odparł biskup.
– Jest inny problem. Cała sprawa jest problematyczna z kościelnego punktu widzenia, do tego grożą nam poważne konsekwencje, jeśli zostanie to ujawnione.
Obaj milczeli, a na twarzy biskupa pojawił się uśmiech.
– Uczestniczyłeś kiedyś w święceniach biskupa? – zapytał.
– Nie, nigdy – odparł o. Hnilica.
– A ja nigdy nie święciłem biskupa – stwierdził biskup. – Muszę zobaczyć, jak się to robi, zapoznać się z pontyfikałem. Tego nie robi się codziennie – tłumaczył. Jego sytuację utrudniał jeszcze fakt, że w tym czasie nie było nikogo, kogo mógłby zapytać o opinię czy poprosić o radę. Inni biskupi byli w więzieniach albo pod nadzorem, on sam był kontrolowany, a Stolica Apostolska od dawna nie miała przedstawicieli w Czechosłowacji. Róbert Pobožný został biskupem w 1949 roku, nie miał więc wielkiego doświadczenia.– Muszę to wszystko przemyśleć – zadecydował.
Hnilica został sam. Musiał czekać na decyzję. Osiem godzin, bo tyle to trwało, spędził w katedrze przed Najświętszym Sakramentem. Jeszcze raz zastanawiał się, dlaczego wybór padł na niego. Miał świadomość, że jako student kursów medycznych może się stosunkowo swobodnie poruszać, wiedział też, że jako człowiek młody nie będzie podejrzewany, że jest biskupem. Z perspektywy pragmatycznej był więc najlepszym z możliwych wyborów. W niczym nie zmniejszało to jednak jego lęku. „Zabierz ode mnie ten kielich” – błagał Boga. Jego modlitwa nie została wysłuchana, a on sam ponownie udał się do szpitala. Tam czekał już na niego biskup. Razem wyruszyli do magazynu mieszczącego się w podziemiach placówki.
– Po długim zastanowieniu i modlitwie zdecydowałem się na te święcenia.
– Święcenia biskupie to wielkie święto dla całej diecezji – mówił do Hnilicy biskup konsekrator. – To także wielki zaszczyt i wydarzenie dla przyszłego biskupa. Jednak obecnie przyjęcie tego powołania nie przynosi żadnej godności ani chwały, a jedynie męczeństwo – podkreślał. Te słowa przeniknęły kandydata do głębi.
Proroctwo o przyszłym papieżu
Biskup Paweł Hnilica w Polsce miał wielu przyjaciół, a jego rozumienie zarówno komunizmu, jak i ówczesnej watykańskiej polityki wschodniej było bliskie polskim hierarchom, w tym kard. Stefanowi Wyszyńskiemu. W sierpniu 1978 roku informacja o śmierci papieża Pawła VI, tak bliskiego sercu słowackiego biskupa, zastała go w Zakopanym i skłoniła go do przyspieszenia powrotu do Rzymu. Samochód, który miał jechać do Warszawy, niestety się zepsuł, i nie udało mu się wylecieć 10 sierpnia. Kolejny lot był dzień później. Tak się złożyło, że na uroczystości pogrzebowe, a także późniejsze konklawe, mieli nim lecieć także kardynałowie Stefan Wyszyński i Karol Wojtyła. Obu Hnilica znał jeszcze z czasów soboru watykańskiego II, z oboma współpracował także później, dlatego gdy tylko ich zobaczył na lotnisku, natychmiast zaczął rozmowę. Jak zwykle lekko żartobliwą.
– Eminencje, moim największym pragnieniem jest, by już jeden z was nie wrócił do Polski, ale pozostał w Rzymie.
– Tylko jeden? – Kardynał Wojtyła wczuł się natychmiast w styl Hnilicy.
– Najlepiej byłoby, gdybyście zostali obaj. Jeden jako papież, a drugi jako sekretarz stanu – odparował Hnilica.
Te słowa jeszcze nie miały się zrealizować. Podczas błyskawicznego konklawe kardynałowie nie byli jeszcze gotowi na wybór papieża spoza Włoch. Nazwisko Wojtyły pojawiło się wprawdzie w czasie głosowań, ale ostatecznie nowym papieżem został Włoch, kard. Albino Luciani, patriarcha Wenecji. Nowo wybrany papież przyjął imię Jan Paweł I. Miesiąc później „przepowiednia” bp. Hnilicy miała się już wypełnić…
Komandos Matki Bożej
24 marca 1984 roku w wigilię uroczystości Zwiastowania Pańskiego, gdy Jan Paweł II miał poświęcić świat i Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi, biskup Hnilica miał dokonać tego samego w samym sercu Moskwy. Tego dnia, wraz z grupą dyplomatów, udało się biskupowi dostać na Kreml, gdzie miał zwiedzać tamtejsze cerkwie. Przed wejściem jeden z milicjantów kontrolujących wchodzących chciał odebrać biskupowi saszetkę, w której znajdowały się komunikant i wino konieczne do sprawowania Mszy Świętej. Znowu pomogła Matka Boża.To właśnie w tej świątyni – w przeszłości kaplicy rosyjskich carów – odprawiona została katolicka Msza Święta, a Rosja została poświęcona Maryi. Sam bp Hnilica tak wspominał to wydarzenie:
Wszedłem do wnętrza kościoła św. Michała. Podszedłem do ołtarza, wyciągnąłem z torby komunistyczną „Prawdę” i rozłożyłem ją. Między stronami „Prawdy” znajdował się „L’Osservatore Romano” z tekstem aktu poświęcenia Rosji przez papieża. Zacząłem się modlić: „Pod Twoją obronę uciekamy się… naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych!…”. […] Tam, w kościele na Kremlu, zjednoczyłem się z Ojcem Świętym i z wszystkimi biskupami świata i w łączności z nimi dokonałem aktu poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. Potem udałem się do kościoła Wniebowzięcia Matki Bożej. Tam, przy Maryjnym ołtarzu, ponowiłem akt poświęcenia. Po drugiej stronie stał tron patriarchy. Położyłem na nim medalik i powiedziałem do Maryi: „Przyprowadź na ten tron, tak szybko jak to jest możliwe, prawdziwego patriarchę”. Znów wyciągnąłem z torby swą moskiewską „Prawdę” z „L’Osservatore Romano” wewnątrz, zjednoczyłem się duchowo z Ojcem Świętym i wszystkimi biskupami i raz jeszcze w skupieniu odmówiłem modlitwy. W tym kościele odprawiłem nawet Mszę Świętą! Jak mogłem tego dokonać? Udawałem, że robię zdjęcia. Pusta fiolka po aspirynie służyła za kielich. Było w niej trochę wina i kilka kropel wody. Hostie znajdowały się w nylonowym woreczku […]. Była to najbardziej wzruszająca Msza w moim życiu.Był tylkoBóg i Maryja. Podczas ofiarowania powtórzyłem akt poświęcenia Rosji Sercu Maryi.
Kolejne godziny dwaj katoliccy kapłani spędzili na dziękczynieniu w innej moskiewskiej cerkwi, a późnym wieczorem stanęli jeszcze przed Mauzoleum Lenina, gdzie – po cichu – biskup ponownie odmówił modlitwę konsekracyjną. Dzień później – 25 marca – bp Hnilica był już w Rzymie, a dzięki zmianie czasu udało mu się nawet dotrzeć na moment poświęcenia świata i Rosji przez Jana Pawła II na plac św. Piotra.
Po uroczystościach, w czasie prywatnej audiencji, bp Hnilica opowiedział papieżowi o tym, czego udało mu się dokonać w Moskwie: Opowiedziałem to wszystko Ojcu Świętemu. Był przekonany, że jest to dla niego znak. Papież miał bowiem wielkie trudności z przekonaniem niektórych biskupów i kardynałów w Rzymie do dokonania aktu poświęcenia. […] Jak powiedziałem, był to dla Ojca Świętego wielki znak: Bóg chce tego poświęcenia. Wysłał nawet na ten dzień do Moskwy katolickiego biskupa, by tam dokonał aktu poświęcenia w łączności z biskupami całego świata. Ojciec Święty powiedział do tego biskupa: „Tamtego dnia, Pawle, Matka Boża prowadziła cię za rękę”. „Nie, Ojcze Święty – odpowiedziałem. – Ona niosła mnie na rękach, trzymała w swoich ramionach”.
Czytaj też:
Przegląd religijny: "My, odrowieńcy!", czyli jak ksiądz pokonał koronawirusaCzytaj też:
Przegląd religijny: Dominikańskie Wydawnictwo W drodze kończy 2021 r. aż 6 nowościamiCzytaj też:
Przegląd religijny: Ani joga, ani zen. Chrześcijańska medytacja głębi