Miasto tonie w śmieciach do tego stopnia, że lekarze obawiają się wybuchu epidemii, zwłaszcza wobec fali ekstremalnych upałów.
Przerażenie mieszkańców wywołał niedawny pożar nieczynnego wysypiska śmieci w Malagrotta, po którym miasto przez wiele godzin przykryte było czapą trujących wyziewów. W Rzymie wytwarza się prawie 2 mln ton śmieci rocznie. Każdego roku jest tylko gorzej: odpady wysypują się ze pojemników, zalegając również w turystycznych częściach miasta. – Przyczyny kryzysu są głębokie, społeczne, to sprawia, że życie w tym mieście to lekcja przetrwania i istny tor przeszkód – powiedział Radiu Watykańskiemu bp Benoni Ambarus, były dyrektor rzymskiej Caritas i biskup pomocniczy diecezji rzymskiej.
Brak troski o dobro wspólne
– Przede wszystkim chodzi o degradację człowieczeństwa, upadek zdolności do myślenia w kategoriach dobra wspólnego, co rzecz jasna przekłada się na degradację środowiska. Panuje myślenie: ktoś musi coś z tym zrobić, ale na pewno nie ja. Do tego wszystkiego dochodzi korupcja. Rzym powoli staje się prawdziwą miejską dżunglą. Z drugiej strony rozumiem tych ludzi: po torze przeszkód (choćby w urzędach), jaki muszą każdego tygodnia pokonać, nie dziwię się, że koncentrują się na własnych sprawach. Jednak jeśli czegoś nie zrobimy, upadniemy jako społeczeństwo – powiedział papieskiej rozgłośni bp Ambarus.
– Trzeba zacząć rozmawiać, demaskować niszczące nas procesy i powoli dokonywać przemian. I trzeba się tym zająć dość szybko, by podczas zbliżającego się Roku Świętego przybywający do nas pielgrzymi trafili do znanego z pocztówek Wiecznego Miasta, a nie do cuchnącego śmietnika. Dlatego wzywam wszystkich Rzymian i instytucje: dokonujcie wyborów przyszłościowych. Gdy obywatele zobaczą, że władze podchodzą do problemów poważnie, natychmiast się dostosują – stwierdził biskup pomocniczy diecezji rzymskiej.
Czytaj też:
Jasna Góra. Prezydent: Państwo silne jest swoimi silnymi obywatelami