W rocznicę wspólnej sowiecko-niemieckiej defilady zwycięstwa w Brześciu, symbolicznie kończącej Kampanię Wrześniową, działacze Ruchu Wolności i Ruchu Narodowego zorganizowali protest przeciwko obecności w Warszawie pomników sowieckiego okupanta. Odbył się on pod jednym z takich pomników − monumentu ku czci żołnierzy Armii Czerwonej w Parku Skaryszewskim. Pozwalam sobie zamieścić tu swoje wystąpienie podczas tego mityngu.
Szanowni Zebrani!
We wrześniu 1944 roku, kiedy w miejscu, gdzie się w tej chwili znajdujemy, żołnierze sowieccy czekali aż Niemcy zniszczą do reszty lewobrzeżną Warszawę i wymordują jej ludność, w powstańczym szpitalu umierający z ran żołnierz-poeta napisał przejmujący wiersz, zaczynający się od słów: „czekamy ciebie, czerwona zarazo, byś wyzwoliła nas od czarnej śmierci”. Taka właśnie stała wtedy przed Polakami alternatywa: śmierć z rąk hitlerowców lub zniewolenie przez komunistów.
Można powiedzieć, że jedno było warte drugiego. Jeśli brać pod uwagę zbrodniczość obu najeźdźców, bezwzględność z jaką realizowali swe imperialne plany i brak jakichkolwiek zahamowań w eksterminacji Polaków i niszczeniu Polski, na pewno tak. Można co najwyżej policzyć na plus Hitlerowi, że był mniej od Stalina perfidny − on przynajmniej nie udawał, że wkracza jako przyjaciel i że morduje nas po to, aby przekształcić podbitą Polskę w krainę dostatku i sprawiedliwości społecznej.
Była jednak pomiędzy dwoma wrogami Polski jedna zasadnicza różnica, którą trafnie uchwycił jeszcze przed wojną polski minister spraw zagranicznych Józef Beck formułą: Niemcy chcą zabić nasze ciała, Sowieci chcą zabić nasze dusze. Hitler chciał Polaków wyniszczyć − karą za przeciwstawienie się jego planom miała być całkowita zagłada naszego narodu, począwszy od elit, aż po wyniszczane pracą nad siły klasy najniższe.
Stalin natomiast chciał uczynić z nas swoich niewolników. Złamać w nas ducha oporu, wiarę, zniszczyć narodową i ludzką godność, aby ograbić nas z naszych zasobów i z owocoów naszej pracy. W jego planach komunistyczna Polska miała się stać jedną z licznych kolonii, zarządzanych z Kremla i eksploatowanych bezwzględnie na rzecz dalszego podboju przez komunizm całego świata, aż po krańce globu.
Hitler swojego zamiaru spełnić nie zdołał. Stalin − tak. Na pół wieku Polska stała się sowiecką kolonią, rządzoną brutalną przemocą, kłamstwem i strachem, podporządkowaną w najdrobniejszych nawet sprawach Moskwie. Politycznie zdołaliśmy się spod tej okupacji wyzwolić ponad dwadzieścia lat temu. Mentalnie − nie. Polskie państwo, zabite wspólnie przez Hitlera i Stalina, odżyło. Polska dusza wciąż jeszcze nie. Monument, pod którym stoimy, jest tego dowodem. Wolne narody nie otaczają czcią tych, którzy je niszczyli, niewolili i wyzyskiwali. Narody wybijające się na niepodległość pomniki ustawione przez okupanta niszczą. Tak, jak nasi przodkowie w 1918 roku zniszczyli natychmiast materialne znaki zaboru, na czele z ówczesnym Pałacem Kultury, soborem na Placu Saskim.
Dlaczego to paskudztwo za moimi plecami wciąż tutaj stoi? Kto je obronił, kto go potrzebuje? Polacy przecież nie, a okupant już sobie z Polski musiał pójść.
Okupacja, zniewolenie, kolonializm, mają swoje niezmienne prawidłowości. Jeśli chce się kraj poddać długotrwałemu zaborowi, jeśli chce się eksploatować jego bogactwa i utrzymywać w stanie niewolnictwie masy mieszkańców, niezbędne jest do tego wychowanie kasty miejscowych kolaborantów. Stalin zrobił to samo, co wszyscy inni kolonizatorzy i okupanci we wszystkich krajach: wymordowawszy i zniszczywszy elitę narodu polskiego, zastąpił ją warstwą swoich kolaborantów, pieczołowicie wyhodowaną i w zamian za oddawane zaborcy usługi wynagrodzoną przywilejami. Przywilejami, pozwalającymi jej żyć na cudzy koszt, wyzyskiwać i eksploatować współobywateli.
Ten skutek podboju zawsze okazuje się najtrwalszy. Kolonizator odchodzi, ale kolonialna, kolaborancka elita podbitego państwa − pozostaje. Częściowo dlatego, że po latach eksterminacji naród nie ma kim jej zastąpić, nie dysponuje fachowymi i wiernymi narodowej sprawie elitami, które byłby w stanie obsługiwać państwo i życie publiczne. Częściowo zaś dlatego, że kolaboranci są silni i zorganizowani, mają świadomość swych interesów i przewagę nad resztą obywateli, kontrolując żywotne punktu państwa.
Okupant odszedł, ale ci, których rękami nas okupował − pozostali. Zagwarantowali sobie w Magdalence bezkarność i przywileje. Okaleczyli państwo tak, aby nie dawało Polakom równych szans i nie realizowało polskich aspiracji, bo jedno i drugie uważają za śmiertelne zagrożenie dla siebie.
Na pytanie, komu potrzebny jest ten pomnik, pod którym stoimy, odpowiedź brzmi: im. Tej postsowieckiej, postpeereelowskiej nomenklaturze, która nadal okupuje Polskę, już nie na rzecz Kremla i światowego komunizmu, tylko na rzecz mafijnych interesów tworzonych przez siebie gangów i sitw. To oni bronią znaków sowieckiego podboju, bo te znaki dostarczają im historycznego rozgrzeszenia, usprawiedliwiają ich haniebne wybory, ale także dostarczają legitymizacji ich przywilejom i wyzyskiwaniu Polaków.
Nie będziemy wolnym narodem, dopóki ślady zniewolenia, takie jak ten, wciąż zaśmiecają naszą przestrzeń publiczną. Dopóki otaczane są one opieką i czcią przez organa państwa polskiego, dopóki państwo polskie nie jest państwem Polaków.
Bardzo serdecznie dziękuję organizatorom tego zgromadzenia i wszystkim, którzy przyszli tutaj. Wierzę, że sukces naszych starań o oczyszczenia Warszawy i polski z pozostałości po czerwonej zarazie jest tylko kwestią czasu.