Wielokrotnie przytaczałem opinie specjalistów, że cała niemiecka gospodarka, nastawiona na eksport niewymyślnych, solidnie wykonanych i w stosunku do swej jakości relatywnie tanich produktów przemysłowych, wisiała na tanich surowcach z Rosji i tanich komponentach z Chin. Pierwsza taniocha się skończyła, druga staje pod znakiem zapytania z powodu narastającego konfliktu pomiędzy Chinami a Ameryką.
Ten konflikt rzutuje także na niemiecki eksport – nie tylko do Chin, na partnerów handlowych, których Ameryka coraz bardziej kręci nosem. Spowodował on także stopniowy odwrót wiodącego światowego mocarstwa od globalizacji i sięganie przez nie po narzędzia gospodarczego protekcjonizmu. Co najśmieszniejsze, to Niemcy sami dostarczyli Amerykanom potężną pałę, którą ta im przyłożyła w łeb, aż zadudniło. Nakręcali uporczywie histerię klimatyczną, bombardowali Amerykę oskarżeniami o "bandytyzm klimatyczny", i kiedy teraz Ameryka uprzejmie zgodziła się: tak, klimat jest ważniejszy od zasad wolnego handlu i uczciwej konkurencji, my też przeznaczymy, i to jeszcze większe, bimbaliony dolarów na dotowanie "zielonych" technologii; oczywiście naszych, amerykańskich – Niemcy znaleźli się w ciemnej d… Dolinie, powiedzmy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.