Jak ocenia Pan to, co dzieje się podczas synodu w Amazonii?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: Z tego, co do nas dociera wynika, że mamy do czynienia z kolejnym etapem rewolucji w Kościele katolickim. Rewolucji, której pierwszym etapem był synod w sprawie rodziny i kontrowersje wokół niego. Teraz mamy kolejny etap. Gdy słyszymy wypowiedzi niektórych hierarchów z obszaru niemieckojęzycznego – to nie tylko Niemcy, ale też na przykład metropolita wiedeński kardynał Schönborn, te rewolucyjne zmiany, jak wyświęcanie żonatych mężczyzn mają dotyczyć jedynie wyjątkowych przypadków, ale praktyka pokazuje, że to jest tylko zasłona dymna, chodzi o zakwestionowanie wielowiekowej tradycji Kościoła.
Z tym, że jeśli chodzi o celibat to jest to kwestia tradycji. Pojawiły się też jednak głosy, że synod ma być też furtką do zatwierdzenia kapłaństwa kobiet, co już jest zerwaniem z doktryną?
To już byłoby zakwestionowanie dogmatów Kościoła, bo mamy choćby tekst adhortacji św. Jana Pawła II z 1994 roku, gdzie kategorycznie jest napisane, że Kościół nie ma nawet mocy, by udzielać święceń kobietom. Chrystus wybrał bowiem kapłanów mężczyzn, tak ma pozostać. Doskonałą diagnozą kryzysu w Kościele jest książka – wywiad rzeka z kard. Robertem Sarahem pt. ’’Ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Kardynał mówi wprost, że mamy dziś w Kościele ducha Judasza. To wstrząsające słowa, ale patrząc na działania i wypowiedzi niektórych purpuratów, nie są to słowa przesadzone.
Pytanie, w którą stronę ten kryzys pójdzie – czy upadku i schizmy, czy nawrócenia i odrodzenia?
Problem obecnego kryzysu polega na tym, że do tej pory wszelkie rozłamy, schizmy, miały miejsce na zewnątrz, opierały się na zanegowaniu nauczania papieży, dziś owa rewolucja wypływa z samego jądra, czyli z Rzymu. To przypomina kryzys z IV wieku i czas, gdy zatriumfował arianizm, a większość biskupów opowiedziała się za tą herezją. To jest ogromne zagrożenie. Mamy owszem zapewnienie, że bramy piekielne Kościoła nie przemogą. Ale też mamy w Ewangelii słowa o tym, że nie podobna, by nie przyszły zgorszenia, ale biada temu, przez którego nadejdą.
Owszem, Kościół powszechny ma zwyciężyć, ale lokalne wspólnoty na przestrzeni wieków upadały i centrum chrześcijańskiego świata przesuwało się. Przed wiekami chrześcijański był cały basen Morza Śródziemnego. Dziś jest tam wiele krajów muzułmańskich. Realny jest chyba scenariusz, w którym centrum chrześcijaństwa przenosi się do Afryki, a Kościoły w Europie, w tym w Polsce upadają?
Jest w Europie kraj, który przed wiekami wybudował najpiękniejsze katedry ku czci Matki Bożej. Kraj, który Maryję uczynił swoją królową. A dziś ma w konstytucji wpisaną laickość państwa. Tym krajem jest Francja. Przykład ten pokazuje, że nic nie jest dane raz na zawsze.
No tak, ale pesymizm, załamywanie rąk, nie jest dobrą metodą. Nadzieja, optymizm, są obowiązkiem chrześcijanina?
We wspomnianej książce kard. Sarah wskazał wyraźnie na różnicę pomiędzy nadzieją, a naiwnym optymizmem. Chrześcijańska nadzieja wymaga od nas ciągłej gotowości, walki duchowej. Z naiwnym optymizmem nie ma nic wspólnego.
Czytaj też:
Ks. Isakowicz-Zaleski: Obawiam się, że Kościół czeka schizmaCzytaj też:
Lisicki: Wokół synodu amazońskiego dzieją się rzeczy szokujące
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.