Spiący Joe. Do tej pory to właśnie to określenie, wymyślone zresztą przez Donalda Trumpa, było najsłynniejszym przezwiskiem 77-letniego senatora Joe Bidena. Republikanie się z niego śmiali. Cieszyli się nawet demokraci. W prezydenckich prawyborach udało im się bowiem wybrać – co prawda – rzeczywiście nieco nudnawego, ale za to tzw. bezpiecznego kandydata.
Długoletni amerykański senator, który w razie wygranej w listopadowych wyborach zostałby najstarszym prezydentem w historii Ameryki, nie bez powodu nazywany był przecież przez swoich sympatyków „wujkiem Joe”. Słynął co prawda z gadulstwa, a jego skłonność do gaf stała się legendarna, ale ogromne polityczne doświadczenie sprawiało, że demokraci ze spokojem patrzyli w przyszłość. Wprawdzie Biden nigdy nie był wymarzonym kandydatem Amerykanek – już rok temu członkinie Partii Demokratycznej zwracały uwagę na to, że były wiceprezydent cierpi na niebezpieczny „nawyk” zbyt długiego obejmowania kobiet, głaskania ich, wąchania ich włosów, całowania w szyję, a także fundowania niezamawianych „masaży pleców” – to jednak dla większości partyjnych aktywistek miał jedną zasadniczą zaletę: ogromne szanse na pokonanie znienawidzonego przez lewicę Donalda Trumpa.
Czytaj też:
USA: Członek personelu wiceprezydenta Pence'a zakażony koronawirusem
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.