„Polsce nie wystarczy „dziękuję” Cichanouskiej” – tak brzmi tytuł artykułu, opublikowanego w niedzielę wieczorem na rządowym portalu Vesti.ru. Tekst jest zapisem reportażu, jaki Daria Grigorowa zrealizowała w Polsce. Teza materiału jest następująca: Warszawa wspiera białoruską opozycję, aby za jej pomocą odzyskać utracone kresy. Grigorowa wybiera się na Podlasie, by pokazać kulturową i językową odrębność tamtejszych Białorusinów. Najstarsi mieszkańcy wspominają mordy Żołnierzy Wyklętych. Dziennikarka w swojej narracji dodaje do tego politykę polonizacyjną II Rzeczpospolitej. Pokazana jest analogia pomiędzy losem współczesnych, podlaskich Białorusinów, a ich rodakami, żyjącymi przed wojną na kresach, czyli na terytorium dzisiejszej Białorusi. Podlasie to dziś nowe kresy. To jednak nie oznacza, że Polacy zapomnieli o starych…
W rozmowie z Grigorową działacze mniejszości białoruskiej chwalą się wsparciem ze strony polskiego rządu. Dla rosyjskiej dziennikarki jest to kolejny dowód, że Warszawa miesza się w sprawy Mińska. Potwierdzenia szuka jednak jeszcze u samych Polaków. Skupia się na wypowiedziach Radosława Sikorskiego, który cieszy się z tego, że kierujący protestami bloger NEXTA studiuje w Polsce. Wcześniej Sikorski chwalił Biełsat, a jeszcze wcześniej, jako szef dyplomacji, uczestniczył w rozmowach pokojowych w Kijowie, w czasie Euromajdanu. Wniosek jest jasny: Polska szykuje się do kolejnej, po Ukrainie, kolorowej rewolucji u bram Moskwy. Ale nie po to, aby zatrzymać rosyjski imperializm. Wręcz przeciwnie – celem jest obrona interesów polskiego imperializmu! Grigorowa bez trudu znajduje kolejne argumenty na poparcie swojej tezy. „Wielu Polaków uważa do dziś, że przynajmniej połowa terytorium Białorusi to ta część, którą bezprawnie Polsce zabrano. Te siły zawsze w Polsce były, zawsze były aktywne, ale teraz mają swój moment, aby pokazać, że tam (na Białorusi) nie ma demokracji. Niestety, to nie są marginalne siły” – mówi reporterce Andrzej Romańczuk, były sekretarz Rady Programowej „Radia Białystok”, sekretarz Rosyjskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego w Białymstoku. W materiale pojawia się też cytat z wypowiedzi Wojciecha Cejrowskiego, który na antenie Radia Wnet zaproponował: „Idziemy do osłabionej Cichanouskiej i mówimy, że może cię polski rząd poprzeć, ale dziękuję to jest za mało. Dobry czas jest teraz, aby się dogadać co będzie dalej. Zwrot ziem rdzennie polskich, polskich zabytków, majątków, budynków, dzieł sztuki i kościołów”.
Grigorowa przedstawia pomoc Warszawy dla Białorusi jako próbuję jej polonizacji. Jednym z jej narzędzi jest rzekomo telewizja Biełsat. To o tyle osobliwa teza, że ten nadawany z Polski kanał jest białoruskojęzyczny. Tak czy inaczej, na portalu Biełsatu można znaleźć instrukcję, jakie dokumenty trzeba mieć, żeby bez problemu wyjechać z Białorusini do Polski. Ponadto, narzędziem imperializmu Warszawy jest też „karta Polaka”, która daje preferencje Białorusinom o polskich korzeniach. „Niech i słupy graniczne w Puszczy Augustowskiej pozostaną na swoich miejscach, ale Polaków na tak zwanych Kresach Wschodnich jest coraz więcej” – konkluduje Grigorowa. Rosyjska dziennikarka przypisuje w ten sposób Warszawie imperialne tendencje i praktyki, które (szczególnie w ostatnim czasie na Ukrainie) były zawsze typowe dla rosyjskiej polityki zagranicznej. Do Moskwy szczególnie pasuje powiedzenie, w sparafrazowanej formie opisujące imperialistę, który krzyczy: „łapać imperialistę!”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.