Wiele faktów wskazuje na to, że w Stanach Zjednoczonych wzbiera fala, w której to lewica będzie wymuszać dymisje i zwijanie karier w przypadku najmniejszego podejrzenia o krytycyzm wobec nowej ekipy demokratów.
„To coś niebywałego”, „Ameryka nie przeżyła dotąd większej hańby”, „Data graniczna w dziejach demokracji w USA”. Takie określenia po ataku demonstrantów na Kapitol 6 stycznia słychać już od dłuższego czasu.
Ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych są dobrym przykładem zastosowania czegoś, co można nazwać „doktryną wyjątkowości” w walce z politycznym rywalem. Najście demonstrantów na Kapitol zostało zaprezentowane opinii publicznej przez zwycięską Partię Demokratów i większość mediów jako coś bez precedensu. Wydarzenie, które unieważniło moralnie i politycznie zwyciężonego Donalda Trumpa i usunęło w niebyt wszelkie prawo do dyskutowania o tym, czy wybory przebiegły prawidłowo.