Przemysław Gintrowski w piosence o Aleksandrze Wielopolskim śpiewał: „Pan margrabia wciąż kroczy po linie, niebezpiecznie tak wysoko chodzić”. Parafrazując, dziś można by zaśpiewać: „Kanclerz Scholz wciąż kroczy po linie…”. Niemcy w relacjach z Rosją i Ukrainą chcą mieć ciastko i zjeść ciastko. Co więcej, przy korzystnym splocie okoliczności ta sztuka może im się nawet udać. Na razie poczynania Berlina są podręcznikową ilustracją pojęcia kunktatorstwa. Jeśli ktoś sądził na podstawie szoku pierwszych tygodni inwazji, że Niemcy dogłębnie i całkowicie przewartościowały własne myślenie o Rosji i Ukrainie, to dziś mógłby się bardzo zdziwić. W tamtym czasie do naiwności przyznawała się głośno minister spraw zagranicznych, liderka Zielonych Annalena Baerbock. Gromy zaczęły się sypać na głowę byłego kanclerza Gerharda Schrödera, który dopiero niedawno zrezygnował z zasiadania w radzie nadzorczej koncernu Rosnieft. Podobno został tymczasem nominowany do rady nadzorczej Gazpromu, choć on sam twierdzi, że o tę nominację się nie ubiegał i propozycję dawno odrzucił.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.