"Ukraińcy żyją w cieniu wojny, w ciągłym napięciu"
  • Zofia MagdziakAutor:Zofia Magdziak

"Ukraińcy żyją w cieniu wojny, w ciągłym napięciu"

Dodano: 
Pomoc humanitarna, zdjęcie ilustracyjne
Pomoc humanitarna, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Wojtek Jargiło
W niektórych miejscach na Ukrainie życie wraca do normy, ale ponieważ Rosjanie uderzają w obiekty cywilne, to jest wciąż życie w cieniu możliwego ataku – tłumaczy w rozmowie z DoRzeczy.pl koordynator komunikacji w Polskiej Misji Medycznej Jakub Belina-Brzozowski.

DoRzeczy.pl: Przedstawiciele Polskiej Misji Medycznej pracują w niemal każdym rejonie Ukrainy. Z Państwa doświadczeń, jak w tej chwili wyglądają tam realia życia?

Jakub Belina-Brzozowski: To oczywiście zależy od regionu. Zupełnie inaczej żyją osoby, które są blisko strefy działań zbrojnych, a inaczej mieszkańcy zachodniej Ukrainy. Jednak wszędzie jest to życie w niesamowitym napięciu. Nawet jeśli w niektórych miejscach otwierają się kawiarnie i wydaje się, że życie toczy normalne, to wiemy, że wojsko rosyjskie uderza w obiekty cywilne i to wciąż jest życie w cieniu możliwego ataku. Ostrzał może nastąpić kiedy jesteśmy w centrum handlowym, na deptaku, albo we własnym domu.

Czy w ostatnich tygodniach, kiedy Rosjanie niemal całkowicie zrezygnowali z atakowania obiektów na zachodzie kraju, tam sytuacja wraca do normalności?

Na zachodzie faktycznie jest spokojnie, ale za to Ukraińcy zmagają się z ogromnym wzrostem liczby ludności. To efekt napływu uchodźców wewnętrznych. Mamy więc setki tysięcy, jeśli nie miliony osób, które uciekły ze wschodu na względnie bezpieczny zachód kraju i potrzebują pomocy. W tej sferze którą my się zajmujemy, oznacza to przede wszystkim poważne obłożenie szpitali i obciążenie dla służby zdrowia. Więc absolutnie wciąż nie mówimy o normalności, jak sprzed 24 lutego. Ten cień wojny, chociaż faktycznie na zachodzie Ukrainy nie toczą się działania zbrojne, jest wyraźnie obecny.

Mamy więc obciążaną służbę zdrowia, jakie jeszcze widzą Państwo problemy z perspektywy organizacji pomocowej?

W tej chwili jeśli chodzi o niesienie pomocy nie widzimy poważnych utrudnień. Mamy w miarę sprawny dostęp do całej zachodniej części kraju i nie ma problemów z transportem sprzętu medycznego czy leków, co było powszechne na początku wojny. Głównym problemem, a raczej wyzwaniem, jest skala potrzeb przed jakimi stoimy. W tej chwili w tym rejonie pomagamy głównie szpitalom, dostarczając im artykuły medyczne i wyposażenie, ale lista potrzeb jest tak długa, że musimy wybierać, bo wiemy, że nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na wszystkie prośby. Oczywiście, inaczej wygląda sytuacja bliżej linii frontu. Tam dostarczenie transportu jest naprawdę dużym wyzwaniem i wiąże się z intensywną pracą naszych logistyków.

O co proszą ukraińskie służby?

Te listy tylko się wydłużają, a potrzeba dosłownie wszystkiego. Wysyłamy bandaże, wenflony i strzykawki, więc zupełnie podstawowy ekwipunek medyczny, ale też sprzęt medyczny – respiratory czy pompy infuzyjne. Wysłaliśmy też szczepionki, przeciwko tężcowi i błonicy, bo w warunkach wojennych łatwo o zakażenie, a są to poważne choroby. Wysyłamy również wyposażone karetki, ale naszym oczkiem w głowie jest sprzęt dla noworodków i opieka nad matkami z dziećmi. Wysyłamy rurki intubacyjne, worki ambu czy materacyki grzewcze dla dzieci, które trzeba wyjąć z inkubatora. Tutaj zakres potrzeb też jest niemalże nieograniczony.

A poza szczepionka, co jeszcze potrzebne jest w centralnej Ukrainie i na wschodzie?

Tam również dostarczamy sprzęt do szpitali. Oprócz wyposażenia podstawowego jak bandaże czy środki do dezynfekcji, najważniejszy jest specjalistyczny sprzęt, jak choćby respiratory, więc pod tym względem różnice pomiędzy szpitalami w różnych regionach kraju nie są aż tak duże. Wspólnie z partnerami wysyłaliśmy również na południe Ukrainy szpital polowy, który znajdzie się blisko linii frontu.

Pomagają Państwo żołnierzom rannym na froncie?

Jako organizacja humanitarna skupiamy się na pomocy cywilom, a kwestie militariów zostawiamy służbom Ukrainy. Jeśli żołnierz trafi jednak do szpitala w którym jest dostarczony przez nas sprzęt, to będzie nim leczony. Z oczywistych powodów nie jesteśmy również w kontakcie z ukraińskim wojskiem.

Obie strony konfliktu niechętnie publikują dane dotyczące zabitych żołnierzy, jednak Organizacja Narodów Zjednoczonych mówi o co najmniej 5,5 tys. ofiar wśród ukraińskich cywilów. Te liczby są niedoszacowane?

To są oficjalne dane ONZ, czyli mówimy tylko o tych ofiarach, których śmierć została potwierdzona na 100%. Wiadomo jednak, że w warunkach wojennych ta weryfikacja jest trudna, więc niestety trzeba założyć, że liczba ofiar może być znacznie większa. Nawet z doniesień medialnych wiemy przecież o odkrywanych masowych grobach i osobach zaginionych.

ONZ informuje także o kilku tysiącach osób poważnie rannych, które wymagają pomocy medycznej.

Tak, te wspomniane 5,5 tys. to „tylko” ofiary śmiertelne, kolejne ponad 7 tys. to osoby ranne w stopniu znacznym. To kolejny problem, z którym będziemy zmagać się w kolejnych latach, czyli na przykład zapewnienie osobom, które straciły kończyny, odpowiednich protez.

Mówi Pan o pomocy w kolejnych latach, według Państwa prognoz jak długo Ukraina będzie potrzebować pomocy humanitarnej?

Kluczowe jest to kiedy zakończy się konflikt, ale nasze pierwsze nasze prognozy – kiedy tylko wojna się rozpoczęła i nie wiedzieliśmy czy będzie trwała miesiąc czy rok – to było pięć lat. To było w lutym. Patrząc obecnie na skalę zniszczeń i skalę zapaści ekonomicznej z jaką z powodu wojny zmaga się Ukraina, oceniam, że projekty humanitarne będą trwały do kilku lat po zakończeniu działań zbrojnych. Później potrzebna będzie pomoc rozwojowa, która pomoże wydostać się Ukrainie z tych fatalnych skutków wojny – na poziomie ekonomicznym, w zakresie służby zdrowia. Już teraz znaczna część pomocy, którą dostarczamy na Ukrainę to wsparcie dla osób, które z powodu działań zbrojnych straciły środki na życie, pracę i dom – to jest pośredni skutek tej wojny, kluczowy dla codzienności Ukraińców.

W odbudowie pomogą uchodźcy, którzy uciekli z kraju?

Skala uchodźctwa z powodu wojny nie pozostaje bez wpływy na sytuację na Ukrainie. Z badań przeprowadzonych na przełomie kwietnia i maja wynika, że większość osób która uciekła chce wrócić do kraju – wiele z nich natychmiast po zakończeniu działań wojennych. Już teraz mamy sygnały, że część ludzi wraca, chociaż na wschodzie wciąż trwa konflikt. Ale nie wszyscy wrócą, część może już ułożyć sobie życie w Polsce czy w innym kraju.

Na czym obecnie skupiają Państwa działania na Ukrainie i jak działacie w Polsce?

Najważniejsza jest bezpośrednia pomoc szpitalom, jesteśmy w kontakcie z placówkami z całego kraju i staramy się zrobić najwięcej jak to możliwe. Prowadzimy też działania w Polsce. W dziewięciu miastach stworzyliśmy Przestrzenie Przyjazne Dzieciom, czyli miejsca gdzie uchodźcy – dzieci i dorośli, mogą otrzymać pomoc, pomagamy im w integracji. Nasi podopieczni to przede wszystkim ukraińskie kobiety z dziećmi, które dzięki zajęciom dla najmłodszych mogą zacząć rozglądać się za pracą. Wiadomo przecież, że kobieta, która uciekła z Ukrainy z kilkorgiem dzieci nie ma przestrzeni, żeby ułożyć sobie życie zawodowe. W tych miejscach prowadzone są też lekcje języka polskiego i konsultacje psychologiczne. Kolejnym problemem z którym już się zmagamy i który będzie narastać w kolejnych latach jest bowiem trauma i kryzysy psychiczne wśród uchodźców i tych, którzy są świadkami działań zbrojnych w kraju. To jeden z długofalowych skutków wojny.


Więcej informacji o działaniach Polskiej Misji Medycznej

Czytaj też:
Brzeziński: Opowiadam wszystkim o hojności Polaków
Czytaj też:
Blisko tysiąca dzieci-ofiar wojny na Ukrainie

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także