We wtorek o godzinie 23 prezes kontrolowanego przez państwo koncernu paliwowego MOL Zsolt Hernadi oraz szef kancelarii premiera Gergely Gulyas poinformowali na wspólnej konferencji prasowej o zniesieniu limitów cenowych na paliwo.
– Stało się to, czego się obawialiśmy: unijne sankcje naftowe, które weszły w życie w poniedziałek, spowodowały zakłócenia w dostawach paliw na Węgrzech, które są odczuwalne dla wszystkich – tłumaczył Gulyas. – Rząd utrzymywał limit cen tak długo, jak mógł – dodał polityk, podkreślając, że "wszystkie limity cenowe mają sens, o ile nie prowadzą do niedoborów produktów".
W momencie ogłoszenia decyzji w tym zakresie, została ona od razu opublikowana w węgierskim dzienniku urzędowym i natychmiast weszła w życie. W ten sposób władze uniknęły jeszcze większej paniki na stacjach paliw.
Od listopada ubiegłego roku, samochody prywatne, taksówki i maszyny rolnicze mogły tankować za 480 forintów (ok. 5,50 zł) za litr. Od ubiegłej nocy średnia cena wyniesie 641 forintów (ok 7,40 zł) za litr benzyny i 699 forintów za litr oleju napędowego (ok. 8 zł).
MOL: Sytuacja jest krytyczna
Od kilku dni węgierskie media relacjonowały niespokojną sytuacje na stacjach benzynowych w kraju. Zdjęcia kolejek przed stacjami oraz stacji gdzie brakuje benzyny pojawiały się też w mediach społecznościowych.
Jednocześnie koncern naftowo-gazowy MOL informował o "krytycznej sytuacji" oraz zagrożeniu bezpieczeństwa dostaw paliw. – Moce MOL nie są w stanie zaspokoić popytu na węgierskim rynku, około 30 proc. paliw musi być importowane – tłumaczył kilka dni temu, w Radiu Kossuth, Gyorgy Bacsa, członek zarządu MOL.
– Popyt na benzynę w minionym tygodniu był dwukrotnie wyższy niż w ubiegłym roku, zaś na olej napędowy – półtora razy większy. Około 70 naszych stacji, jedna czwarta całej sieci, jest całkowicie suchych – podkreślał Bacsa.