• Wojciech GolonkaAutor:Wojciech Golonka

Chiński kurs?

Dodano: 
Czerwone flagi na dachu budynku. Chiny
Czerwone flagi na dachu budynku. Chiny Źródło: Pixabay
Najważniejszym czynnikiem umożliwiającym stopniowe wdrażanie chińskich zdobyczy społecznych na gruncie Zachodu nie są wszelkiej maści utopiści, marzyciele czy lichwiarze, ale kluczowe nasze uwarunkowanie psychiczne, a mianowicie potrzeba subiektywnego poczucia bezpieczeństwa.

Kryzysy są doskonałą okazją – wiemy to z ust samych globalistów, którzy często to podkreślają – do wprowadzania reform i praw, na które narody nie miałyby w innym wypadku ochoty. W ich optyce globalistów, wizjonerów, za jakich się uważają, są to zmiany konieczne dla ratowania ludzkości, planety, jej zasobów, postępu etc., przy czym ich działalność filantropijna nie musi być pozbawiona rentowności natury finansowej, wręcz przeciwnie – nierzadko ich zyski bywają niebotyczne. Lekarstwa są z kolei zazwyczaj gorzkie, tłumaczy sobie lud poddawany w danej chwili reformom nieprzyjemnym do przełknięcia, przyzwyczajając się zresztą dość szybko do nowego stanu rzeczy, który wciąż mutuje.

Albowiem kryzysów w ostatnich latach nie brakuje – wkroczyliśmy wręcz chyba w jakieś koło kryzysu permanentnego, jak nie gospodarczego, to sanitarnego, jak nie sanitarnego, to wojennego, energetycznego, żywieniowego etc., które splatają się między sobą i wzajemnie warunkują – nie brakuje zatem tak upragnionych okazji na to bądź co bądź gorzkie w smaku, choć słodkie w zyskach porządkowanie świata. I choć zarówno końca kryzysów, jak i samej przebudowy naszej cywilizacji na razie nie widać, to wyłaniające się z niej już wyraźne rysy „nowego wspaniałego świata” napawają trwogą, choć niewystarczająco odczuwalną przez masy, aby te procesy na tym etapie zatrzymać.

Witamy w roku 1984

Tak, wkroczyliśmy w epokę, kiedy to teorie spiskowe, i to czasem te najbardziej odrealnione, po pewnym czasie zaczęły stawać się faktami. „Odleciane” interpretacje, które budziły zdrowy sceptycyzm choćby dlatego, że radykalnie odbiegają od naszej zachodniej percepcji człowieka (i tej chrześcijańskiej, i tej oświeceniowej, z jego autonomią jednostki i prawami), a przez to słusznie wydawały się mniej lub bardziej nieprawdopodobne – te nawet „odleciane” interpretacje zaczynają się ziszczać, czasem wręcz w zawrotnym tempie, przynajmniej na poziomie deklaracji samych reformatorów, a także już po części na poziomie faktów – faktów dokonanych.

Prawdą jest, że zachodzące zmiany nie są wszędzie jednolite, nie zachodzą z tą samą prędkością i rozległością, co powoduje pewne poczucie surrealizmu: to, co u nas wciąż wydaje się nie do pomyślenia, dzieje się na naszych oczach, choć gdzie indziej (co nie znaczy, że nie dzieje się też u nas, tyle że w mniejszym tempie i natężeniu). Przyzwyczajenie bowiem do naszego modelu wartości, choćby podświadomego czy nieuświadomionego, jest tak silne, że zaiste trudno uznać za realne próby tak gruntownego przebudowania świata i chyba ten brak widocznej racjonalności skazywał w naszych oczach te teorie na miano „spiskowych”.

Cały artykuł dostępny jest w 1/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także