Jeśli doszłoby do głosowania 1 października, to byłoby to już kolejne referendum w tej sprawie. Katalonia, która jest bogatszych regionów w Hiszpanii stara się o niepodległość od wielu lat, a starania te zintensyfikowało zwycięstwo partii nacjonalistycznej w lokalnych wyborach. W ostatnim referendum w 2014 roku, 80 proc. głosujących opowiedziało się za usamodzielnieniem się regionu.
Flagi w oknach
Prawdopodobnie tym razem wynik referendum byłby równie wysoki, ponieważ mieszkańcu regionu są zdecydowani w kwestii uzyskania autonomii.
Na ulicach katalońskich miast, a szczególnie w Barcelonie, temat referendum przewija się we wszystkich mediach, a także w rozmowach mieszkańców – w wielu oknach wywieszone są flagi Katalonii, często z napisami "Tak" albo "Demokracja".
Interwencja Madrytu i protesty
W odpowiedzi na deklaracje władz regionu, że referendum zostanie przeprowadzone (niezależnie od deklaracji Madrytu, że jest ono niezgodne z prawem, a jego wyniki nie będą wiążące), władze centralne podjęły konkretne decyzje, aby zatrzymać głosowanie.
Trybunał Konstytucyjny w Madrycie uznał referendum za nielegalne i skazał w sumie 24 osoby oskarżone o jego przygotowywanie na kary pieniężne. Hiszpański rząd zapowiada też konsekwencje prawne, a przede wszystkim kary pieniężne, dla przedstawicieli katalońskich władz, którzy nadal chcieliby uczestniczyć w organizacji głosowania. Na początku tygodnia doszło tez do zarekwirowania dokumentów, sprzętu i kart do głosowania, niezbędnych do przeprowadzenia referendum.
Na decyzje władz centralnych nie trzeba było długo czekać i od kilku dni na ulicach Barcelony trwają protesty. Katalońskie związki zawodowej rozważają ogłoszenie strajku generalnego.
Władze w Madrycie zdecydowały się na skierowanie w tej region dodatkowych sił policyjnych i żandarmów, którzy mają tam pozostać aż do początku października.
Czytaj też:
Zatruta BarcelonaCzytaj też:
Oderwać Katalonię