Śmigłowiec izraelskiej armii musiał błyskawicznie zawracać. Pilot usłyszał w słuchawkach piorunującą informację – przed chwilą w powietrze wzbiły się egipskie myśliwce i lecą dokładnie w jego kierunku. Obecny na pokładzie płk Icchak Jaakow był poirytowany, ale jednak nie wracał z „pustymi rękoma”. „Byliśmy bardzo blisko. Zobaczyliśmy tamtą górę i zobaczyliśmy też, że jest tam miejsce, w którym mogliśmy się schować – jakiś kanion” – wspominał po latach Jaakow (już jako emerytowany generał).
Ten rekonesansowy lot odbył się tuż przed wybuchem wojny sześciodniowej, gdy Izrael nie był pewien, czy nie ulegnie jednak połączonym siłom zbrojnym swoich arabskich sąsiadów. Armia Izraela musiała się szykować na najgorszy scenariusz.
Pułkownik Jaakow miał dowodzić operacją, która byłaby ostatnią deską ratunku dla Izraela, gdyby jednak jego armii nie udało się pokonać przeciwników. Oddział izraelskich żołnierzy miał przetransportować helikopterami na jedną z gór na półwyspie Synaj (wówczas jeszcze należącym do Egiptu) bombę atomową w częściach, zmontować ją, ukryć się i wywołać eksplozję. Izraelczycy szacowali, że błysk będzie widoczny aż w Kairze. Ta demonstracja siły – mimo że bezkrwawa – miała przerazić arabskich sojuszników i zatrzymać ich armie.