Jeszcze kilka miesięcy temu mało kto na świecie, nawet w środowiskach zajmujących się stosunkami międzynarodowymi, słyszał o Pezeszkianie. Również w Iranie nie był on osobą powszechnie znaną. Ten lekarz (nomen omen „pezeszk” po persku znaczy właśnie „lekarz”) z Tebrizu był przez kilka lat ministrem zdrowia w rządzie Mohammada Chatamiego. Było to dwie dekady temu i wydawało się wówczas, że Iran zaczyna się zmieniać. Dwadzieścia lat po rewolucji, która obaliła szacha i stworzyła Republikę Islamską, w dorosły wiek wkroczyło pokolenie porewolucyjne, które chciało więcej wolności. Wydawało się, że da im ją Chatami, wybrany w 1997 r. na prezydenta. Jego plany reform zyskały poparcie studentów, a polityka zagraniczna otwarta na współpracę z Zachodem, uznanie w oczach międzynarodowej opinii publicznej. W 1999 r. doszło do strajków studenckich, które jednak zostały brutalnie stłumione. Chatami ostatecznie ukorzył się przed Najwyższym Przywódcą Alim Chameneim, do którego należy ostateczne słowo w Iranie. W pierwszej dekadzie XXI w. w Iranie było jednak znacznie więcej wolności, niż jest obecnie. Coś tak, jakby Polska po 1956 r. Pojawiły się reformatorskie media, później systematycznie zamykane, a we władzach znalazły się osoby, które później trafiły do więzienia pod zarzutami próby obalenia ustroju (w Iranie nazywa się to obrazą Boga). Czołowi reformatorzy wywodzili się przy tym z panującego systemu, a czasem byli wysoko postawionymi duchownymi szyickimi. Tym, co odróżniało ówczesny Iran od komunistycznej Polski lat 50., było to, że islamskiej republiki nikt z zewnątrz Irańczykom nie narzucił. Tyle że system przestał odpowiadać oczekiwaniom ludzi i część establishmentu to rozumiała. Część jednak uznawała, że czystość ideologiczna jest ważniejsza niż poparcie społeczne. Niestety, ci drudzy wygrali.
Między Rosją a USA
Pezeszkian należał do tych pierwszych, choć nigdy nie był osobą pierwszoplanową ani też szczególnie radykalną. Od 2008 r. zasiada w parlamencie i przez kilka lat był tam nawet wiceprzewodniczącym. Jednocześnie Pezeszkian krytykował brutalną reakcję władz na kolejne protesty, w tym zieloną rewolucję, która wybuchła w 2009 r.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.