W piątek Departament Sprawiedliwości USA poinformował, że w tygodniu poprzedzającym wybory prezydenckie FBI udaremniło irański zamach na Donalda Trumpa.
Jak przekazano, we wrześniu funkcjonariusz Gwardii Rewolucyjnej zlecił Farhadowi Shaheriemu śledzenie, a następnie zabicie kandydata Partii Republikańskiej na prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Według relacji CNN, zleceniodawca, który był przekonany, że Trump przegra wybory, twierdził, że jeżeli nie uda się przeprowadzić zamachu przed wyborami, należy zrobić to później, kiedy ochrona kandydata Republikanów będzie "mniej szczelna".
Shakeri, obywatel Afganistanu, jako dziecko wyemigrował do USA. Po skazaniu za napad i kilkunastoletnim pobycie w więzieniu został w 2008 r. deportowany i najprawdopodobniej przebywa w Iranie.
Reakcja na oskarżenia USA
Rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych Iranu Ismail Baghai odrzucił zarzuty, jakoby Teheran był zamieszany w próbę zamachu na kandydata Partii Republikańskiej na prezydenta USA Donalda Trumpa.
"Odrzucamy zarzuty, jakoby Iran był zamieszany w zamach na byłych lub obecnych urzędników amerykańskich" – podano w oświadczeniu irańskiej dyplomacji.
Groźby wobec Izraela i USA
Niedawno najwyższy przywódca polityczny i duchowy Iranu Ali Chamenei zagroził Izraelowi i USA. – Wrogowie, czy to syjonistyczny reżim czy Stany Zjednoczone, z pewnością otrzymają miażdżącą odpowiedź na to, co robią Iranowi i narodowi irańskiemu oraz frontowi oporu – powiedział polityk w nagraniu opublikowanym przez irańskie media państwowe. Przywódca nie sprecyzował czasu ani zakresu ataku.
Wcześniej Kamal Charrazi, doradca Chameneia, oświadczył, że doktryna nuklearna Iranu "może się zmienić, jeśli naród stanie w obliczu egzystencjalnego zagrożenia". Zapowiedział także zwiększenie zasięgu rakiet balistycznych.
Czytaj też:
"Nie będziemy w stanie powstrzymać Izraela". Administracja Bidena ostrzega