Kończąc tekst o Grecji, wiedząc, że ukaże się dopiero za kilka dni – koszmar publicysty. Przy tym tempie wydarzeń to tak, jakbym dziś napisał komentarz do amerykańskich wyborów prezydenckich, które odbędą się jesienią przyszłego roku.
Jeszcze w środę pojawiło się wątłe światełko w tunelu. Premier Aleksis Cipras zgodził się na wszystkie warunki Trojki. Będą reformy, będą cięcia, kolejna transza pomocy zostanie wypłacona, Hellada nie zbankrutuje. Tak brzmiały pierwsze depesze, po których europejskie giełdy odetchnęły z ulgą, a inwestorzy znów rzucili się do kupowania – jak to się ładnie mówi – „walorów”. Chociaż... Zaraz, zaraz... Cipras zgadza się na wszystkie warunki, niemniej proponuje drobną modyfikację tutaj oraz delikatną zmianę tam. I jeszcze małe zastrzeżenie w punkcie 4b, akapit szósty. I poprawka w paragrafie 12c, o, właśnie tutaj, w przedostatniej linijce. Czyli kapitulacja, lecz niepełna. Biała flaga, ale wywieszona tylko do połowy masztu. Państwo już wiedzą: dobito targu albo nie dobito. Niedzielne referendum się odbyło albo się nie odbyło. A jeśli się odbyło, to wszyscy znają jego wyniki: ilu Greków powiedziało: „Tak, możemy pocierpieć trochę dłużej, tylko rzućcie nam jeszcze jedno koło ratunkowe”; ilu zaś pokazało Trójce środkowy palec: „Nie, wsadźcie sobie wasze pieniądze gdzieś, niech się dzieje, co chce”. (…)
Fot: Reuters/Forum