Po chwili euforii, gdy postępowcy z całego świata ogłosili Angelę Merkel „moralnym liderem świata”, w jej ojczyźnie narasta fala niezadowolenia wobec polityki kanclerz. Po jej gromkim haśle: „Damy radę (przy- jąć uchodźców – przyp. red.)” niewiele zostało. Krytycy są coraz głośniejsi, choć partia wciąż jest jej posłuszna.
– Nasza konstytucja nie przewiduje, że Niemcy mają ratować cały świat – ta kąśliwa wypowiedź Armina Schustera, deputowanego CDU do Bundestagu, zdobyła spory odzew w Niemczech.
Od imigracyjnej polityki „otwartych drzwi” pani kanclerz pośrednio zdystan- sował się nawet prezydent RFN. – Nasze możliwości są już na wyczerpaniu – stwierdził Joachim Gauck. Wyraźnie podkreślił, że Niemcy nie będą mogły przyjąć wszystkich uchodźców. Do języka niemieckiej prasy, np. „Die Welt” trafił już nawet mało poprawny politycznie zwrot „Völkerwanderung”, czyli wędrówka ludów, a komentator tego dziennika Mi- chael Stürmer ostrzega, że „pielgrzymki biednych” mogą zdestabilizować do- tychczasowy porządek. Nawet w Polsce zazwyczaj niezwykle kurtuazyjny wobec pani kanclerz publicysta „Polityki” Adam Krzemiński pisał o „szybkim odwrocie pod naporem faktów”.
Gdzie w tej sytuacji jest sama Angela Merkel? Czy odniosła się jakoś do swej oceny sytuacji? Bynajmniej. (…)