Najbardziej zajadli lewicowcy, na okoliczność blokowania przez Facebook prawicowych stron i zapowiedzi Marszu Niepodległości, ponawracali się nagle na neoliberałów i zagorzałych czcicieli najświętszego prawa własności. A zwłaszcza dogmatu, że firmie prywatnej, skoro jest prywatna, wolno wszystko. Jak się komuś Facebook nie podoba, to niech sobie idzie i – ha, ha – założy własny.
Chciałoby się, żeby to nawrócenie było trwałe. Jak się lewakom nie podoba globalizacja, to niech się wypiszą. Mają jakieś wąty do Wall Street – niech sobie zbudują własną. Nie podoba się, że korporacja X truje środowisko, a Y wykorzystuje dzieci do niewolniczej pracy? To nie kupujcie benzyny i modnych ciuszków. Jednak oczywiście, ten zachwyt, że korporacja cenzuruje narodowców, jest równie sytuacyjny jak kiedyś zachwyt publicystów „Gazety Wyborczej”, gdy „prywatny właściciel” niszczył „Rzeczpospolitą” i tygodnik „Uważam Rze” – bo gdy prywatna firma z siedzibą w Wiedniu zamknęła węgierski odpowiednik „Wyborczej”, cała ideowa nadbudowa obróciła się jej pracownikom o 180 stopni.
Tymczasem rzecz nie w tym, że Facebook banował narodowców (w istocie nie tylko ich), ale w tym, że demonstracyjnie ignoruje polskie prawo. Nasza konstytucja zabrania promowania ideologii komunistycznej, a prawo – obrażania uczuć religijnych. Tymczasem Facebook utrzymuje, że takie treści „nie naruszają standardów społeczności”. Usiłuje natomiast eksterminować z debaty publicznej legalnie działające organizacje i nienaruszające prawa treści, bo tak się jego pracownikom podoba.
Facebook jest monopolistą, i to w szczególnie strategicznej dziedzinie komunikacji społecznej. Żaden suwerenny kraj nie może pozwolić korporacji, by ustanawiała na jego terytorium własne prawa. Tak korporacje zachowują się tylko w biednych, kolonialnych „failed states”. Również Facebook w państwach zachodnich nie pozwala sobie na tak bezczelne postępowanie. Gdy w USA padło nań podejrzenie, że promuje treści lewicowe, Mark Zuckerberg musiał się długo tłumaczyć. Teraz powinien się wytłumaczyć także nam, Polakom.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.