W chwili, gdy PiS – do dziś twierdzę, że kierując się nie meritum, ale potrzebami wewnątrzpartyjnej rywalizacji, co szerzej na tych łamach wyjaśniałem – urządził Trybunałowi Konstytucyjnemu nocną konwalidację i wybrał na jej podstawie pięciu nowych sędziów, wydawało się, że lewicowo-liberalna opozycja dostała do ręki potężną broń. W pierwszej chwili zdołała zresztą wmówić i polskiej opinii publicznej, i zagranicy, że w sporze tym racje rozłożone są zero-jedynkowo i 100 proc. słuszności należy do prezesa TK, który broni prawa i zasad, a PiS, kierujący się partyjną żądzą opanowywania wszystkich możliwych instytucji, nie ma racji ani za grosz.
Na szczęście dla PiS i Jarosława Kaczyńskiego prezesem TK uczyniono swego czasu Andrzeja Rzeplińskiego – człowieka wielkiej pychy i, jak to jest z ludźmi pysznymi, niespecjalnie bystrego. To dawało nadzieję. I rzeczywiście, Rzepliński histerycznie zareagował na wywiad prof. Zaradkiewicza, który w bardzo naukowy i niezrozumiały dla prostego człowieka sposób podważył nieomylność użytych przez Rzeplińskiego wykładni. Gdyby nie represje, jakie go za to spotkały, pewnie by nikt na ten wywiad nie zwrócił uwagi – ale draśnięte ego prezesa popchnęło go do działań, które dla opinii publicznej stały się sygnałem, że sprawa nie jest jednoznaczna i autorytety prawnicze nie są wcale zgodne.
Ostatecznie zaś zaplątał się Rzepliński, bez jakiejkolwiek podstawy prawnej dzieląc sędziów na „orzekających” i „nieorzekających” (czytaj „PiS-owskich”, by nie rzec za mgr. Stępniem wprost: „ch…ów”). Dopóki orzekały wąskie składy, których wyznaczanie jest prawem prezesa, jakoś to szło, ale tam, gdzie konstytucyjnie zebrać się musiał pełny skład, pozostało Rzeplińskiemu już brnąć w kompletną samowolkę. W efekcie nawet na część „naszej dziewiątki”, jak w e-mailach nazywali się sędziowie „POwscy”, przyszło opamiętanie i stała się ona „naszą piątką”.
Pozostaje prezesowi Rzeplińskiemu uznać „w stanie wyższej konieczności”, że jego kadencja nie podlega zakończeniu i wyznaczyć siebie samego do orzekania jako TK w składzie jednoosobowym. Jak to mawiał inny klasyk „o wszystkim decydują kadry”. W przypadku boju o TK już zadecydowały.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.