PIOTR GOCIEK: Dwanaście lat poświęcił pan na napisanie trylogii rzymskiej. Co aż takiego fascynującego ujrzał pan w ostatnich latach rzymskiej republiki, że warto było poświęcić tak wielki kawałek życia?
ROBERT HARRIS: Jako dziennikarz pisałem o polityce i zawsze to polityka pasjonowała mnie najbardziej. Szukałem jednak okazji, by oderwać się od politycznych problemów kraju, chciałem przyjrzeć się jej mechanizmom w ogóle. Kiedy skończyłem pracę nad powieścią „Pompeje”, zacząłem zastanawiać się, czy bliski tamtym wydarzeniom okres historii Rzymu – ostatnie ćwierć wieku republiki – nie pomógłby mi w tym zadaniu. Było to też pasjonujące wyzwanie: wskrzesić tamten świat, spróbować odtworzyć z najmniejszymi detalami, jak funkcjonowała wtedy polityka, i przyjrzeć się, czego przy tej okazji możemy nauczyć się o współczesnym świecie. To niezwykły okres naszej historii, pełen nadzwyczaj ciekawych, niezwykłych postaci i bardzo mocno przypominający naszą epokę. Spory, które wtedy toczono,życie społeczne i polityczne – wszystko to bardzo przypomina nam współczesność. Łatwo przenieść się w tamte czasy. (...)
Gdyby Donald Trump był rzymskim politykiem, to którą z postaci najbardziej by przypominał?
Byłby połączeniem Marka Krassusa, wielkiego bogacza, który pożądał także władzy politycznej, oraz innego bogacza – Klodiusza – który był mistrzem podburzania tłumu i w ten sposób zdobywał polityczne wpływy. Donald Trump jest demagogiem nieróżniącym się bardzo od tych z czasów upadku rzymskiej republiki. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.