„Frankfurter Allgemeine Zeitung” podaje, że wizyta kanclerz Angeli Merkel w Polsce może doprowadzić do „pragmatycznego postępu” w polsko-niemieckich relacjach. Zgadza się pan z tą tezą?
Artykuł, który pan cytuje, oparty jest na fałszywej tezie, jakoby wcześniej nie było pragmatycznych relacji i że te relacje były złe. Jeżeli istniało wrażenie, że między Polską a Niemcami pogorszyło się po zwycięstwie PiS, to takie wrażenie było sztucznie wywołane przez publikacje mediów niemieckich, w tym właśnie „FAZ”. W dodatku autor cytowanego artykułu twierdzi, że wobec Brexitu i prorosyjskości nowego prezydenta USA to „Polska szuka partnera”. To bardzo jednostronne ujęcie, bo to Niemcy są zaniepokojeni polityką Trumpa, w tym także jego polityką gospodarczą, która może uderzyć w ich interesy. Niemcy czują się odpowiedzialne za przyszłość Unii Europejskiej i właśnie dlatego w sytuacji, gdy Brytyjczycy wychodzą z UE, a dodatkowo Amerykanie stają się niepewnym sojusznikiem i kraje południa Europy domagają się innej polityki finansowej UE, Berlin potrzebuje wsparcia Warszawy.
O czym Merkel będzie rozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim?
Myślę, że tu nie będzie niespodzianek. Będą rozmawiać o tym, co należy zmienić w Unii po wyjściu Brytyjczyków.
Polska i Niemcy w obecnym układzie politycznym są zdane na siebie? Kaczyński chwalił ostatnio Merkel, zdając sobie chyba sprawę, że to najbardziej antyputinowski polityk niemiecki z możliwych…
Wspólnota interesów istnieje nie od dziś. To jest wynik reorientacji polityki niemieckiej, nie polskiej. To przecież Niemcy widzieli wcześniej w Rosji partnera. I to zarówno za czasów Schrödera, jak i na początku rządów Merkel. Jeśli dziś na linii Warszawa – Berlin obserwujemy zbliżenie, to dlatego, że to Niemcy zrozumieli słuszność polityki, jaką Prawo i Sprawiedliwość od dawna prowadziło wobec Rosji. Dzisiaj się okazuje, że to kanclerz Merkel się myliła, a przemówienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi w 2008 r. okazało się prorocze. Chociaż należy docenić obecne stanowisko kanclerz Merkel, to na pewno są w Niemczech politycy, którzy są w co najmniej równym stopniu „antyputinowscy”.
Czyli jesteśmy awangardą zmian, choć oczywiście nikt w Niemczech tego nie przyzna.
Nie tylko Angela Merkel, lecz także prezydent Obama na początku prowadził prorosyjską politykę, by po czasie zrozumieć, że to Polacy mieli rację. Jeśli chodzi o relacje z Rosją, to możemy się różnić z rządem niemieckim w szczegółach, np. jak prowadzić proces pokojowy na Ukrainie, ale obecnie ogólny kierunek jest wspólny.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.