JAKUB KOWALSKI: Na bohatera pracy magisterskiej wybrałeś Stana Tymińskiego. Dlaczego?
MICHAŁ RACHOŃ: Zdziwiłem się, że po tylu latach wciąż nie ma pewnej wiedzy o nim. Znalazłem „Święte psy” w antykwariacie i się zdecydowałem. Do dziś nie wiadomo, jakie tajne siły sprowadziły go do Polski. Od świadków wiem też, jak bliskie były jego związki z Andrzejem Lepperem.
Interesujesz się służbami. Dostałeś od nich propozycję?
Powiem tak: służby mają bonanzę na uniwersytetach. Kto, co i jak studiował to wiedza powszechna, więc propozycje padają.
Rosjanie?
Gdyby zgłosiła się do mnie niepolska służba, pierwsze kroki skierowałbym do prokuratury i opublikowałbym taką informację.
Polacy?
Propozycja padła po studiach.
Skorzystałeś?
Nie skorzystałem.
Jak się odbywa takie spotkanie?
Najpierw telefon z zastrzeżonego numeru: „Panie Michale, chcielibyśmy się umówić”. Potem spotkanie w McDonaldzie. Ja jednak uważam, że człowiek w polityce nie musi być częścią systemu, w którym trzeba salutować, wykonywać polecenia, może robić świństwa... Służby III RP to dla mnie zwornik systemu, który zwalczam. I mówię to, choć byłem rzecznikiem MSWiA, a to nerw państwa, nadzoruje część służb. Pamiętam, że na sushi zaprosił mnie wtedy znany dziennikarz śledczy. Opowiadał, że mógł wybrać kiedyś obywatelstwo polskie lub niemieckie... Pytał, czy wiem, jakie samochody ma w garażu Piotr Tymochowicz i czy chcę zarabiać podobnie. Nie chciałem.