Dziennikarstwo i agitprop
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Dziennikarstwo i agitprop

Dodano:   /  Zmieniono: 

Polskie prawo nie definiuje, kto jest dziennikarzem. Dało się to z fatalnym skutkiem zauważyć, gdy grupa doradców śp. Lecha Kaczyńskiego – zupełnym przypadkiem obecnie w obozie PO – zniszczyła ustawę lustracyjną, dopisując wymóg składania oświadczeń. Bo tak na zdrowy rozum wiemy, kto jest dziennikarzem, ale de iure okazało się wtedy, że musi takie oświadczenie składać każdy, kto raz skrobnął coś na internetowym forum. 

Określenie „środowisko dziennikarskie” jest więc bardzo nietrafne choćby już z tej przyczyny. Jednak są ważniejsze powody, by go nie używać. Nawet jeśli zawęzić je do „pracownik mediów”, to media są w III RP, jak to w kraju rządzonym przez polityczno-biznesową oligarchię, dwojakie – rządowe i opozycyjne. Praca w jednych i drugich to niebo a ziemia i nie tylko jeśli chodzi o zarobki czy pewność posady, ale przede wszystkim o istotę wykonywanego zawodu. Nie ma wspólnoty ani interesów, ani zawodowej etyki między ludźmi, którzy za swą misję uważają patrzenie władzy na ręce, a tymi, którzy zupełnie otwarcie uprawiają prorządową i antyopozycyjną propagandę. 

Dlatego źle przyjmuję narzekania, że „środowisko” jest niezorganizowane. Owszem, jest. Jest organizacja dziennikarzy, SDP. Jest organizacja funkcjonariuszy agitpropu, która SDP nazywa PiS-owcami, a siebie Towarzystwem Dziennikarskim. I jest taki czerwony ZBoWiD, grupujący „dziennikarzy” z PRL – Stowarzyszenie Dziennikarzy RP. Uważam, że łączy mnie z członkami tych dwóch ostatnich tyleż, co w PRL łączyło autora pism podziemnych z redaktorem „Trybuny”. 

Bardzo więc zmartwiło mnie, że SDP dało się wkręcić wspomnianym jaczejkom w jakieś „wspólne oświadczenie” mające uzasadnić, że podsłuchy można publikować tylko „interesie społecznym”. To znaczy niby się odcięło, ale niejasno, że zasada niby-słuszna… Otóż diabeł tkwi w szczegółach. A w szczegółach oświadczenie ułożono tak, by sugerowało, że interes społeczny to podsłuchiwanie żenujących tekstów podpitych posłów PiS, ale jeśli ktoś podsłucha ministrów omawiających łamanie konstytucji, to tego już publikować nie wolno. Jestem zły, że głos stowarzyszenia dziennikarzy odcinający się od tej hucpy nie zabrzmiał wystarczająco stanowczo. 

Czytaj także