Temat zwrotów zawłaszczonych przez komunistów nieruchomości pojawia się z reguły w kontekście afer związanych z oszustwami i korupcją. Kolejne posiedzenia komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji i przenikliwe spojrzenie Patryka Jakiego wymierzone w świadków tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że reprywatyzacja to jeden wielki szwindel. Z widoku umyka nam to, że przestępstw i nadużyć było tak wiele, ponieważ jesteśmy jedynym państwem byłego bloku sowieckiego, które do tej pory kwestii należycie nie uregulowało. Trudno mówić o „dzikiej” reprywatyzacji w Polsce, skoro żadnej reprywatyzacji nie było. Mamy do czynienia z erzacami, które mają na celu co najwyżej zaleczyć problem, ale przede wszystkim zamieść go pod dywan. 17 września minął rok od wejścia w życie tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej, uchwalonej jeszcze za rządów PO-PSL. Tę ustawę można nazywać „reprywatyzacyjną” jedynie żartobliwie, bo służy przede wszystkim utrudnieniu zwrotów nieruchomości.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.