Skandal z polskimi wyborami samorządowymi przesłonił nam prezydenckie wybory w Rumunii, które wygrał (9 proc. głosów) wieloletni burmistrz Sybina – Klaus Iohannis – pokonując zdecydowanego faworyta premiera Victora Pontę.
Niedostrzeganie znaczenia Rumunii, drugiego co do wielkości postkomunistycznego państwa w UE, to jeden z mankamentów polskiej polityki. Polacy, traktujący ten kraj na równi z Bułgarią, nie powinni się oburzać na Europejczyków, którzy dziwią się, odkrywając, że różnimy się od Rosjan. Rumuni mają świadomość moskiewskiego zagrożenia. Lech Kaczyński zdawał sobie z tego sprawę i miał doskonałe relacje z ustępującym prezydentem Traianem Băsescu. Bronisław Komorowski nie prowadzi samodzielnej międzynarodowej polityki, nawet jeśli wie, że Rumunia jest członkiem UE.
Stawka obecnych prezydenckich w tym kraju była wysoka. Ponta, lider PSD (socjaldemokratów, czyli komunistów), reprezentuje zakamuflowaną opcję promoskiewską, a jego zwycięstwo cofnęłoby Rumunię do „systemu Iona Iliescu”. Chodzi o komunistycznego dygnitarza, który prawdopodobnie inspirował, a w każdym razie wykorzystał rewolucję pozbawiającą władzy i życia dyktatora Nicolae Ceauşescu, następnie przejął rządy i stworzył oligarchiczny, niezwykle skorumpowany układ polityczny.
Oczyścić życie polityczne Rumunii usiłował prezydent Băsescu. Udało się mu stworzyć niezależny wymiar sprawiedliwości, który rozpoczął walkę z korupcją. W efekcie do więzień trafiać zaczęły nawet główne figury postkomunistycznej nomenklatury. Drugi wyrok za łapownictwo odsiaduje między innymi mentor Ponty, następca Ilescu i były premier, Adrian Nastase. Dan Voiculescu, być może najbogatszy człowiek w Rumunii, magnat medialny, którego telewizja specjalizowała się w kampanii nienawiści przeciw Băsescu, został skazany za korupcję na osiem lat więzienia. Ponta po objęciu stanowiska premiera usiłował rozmontować niezależne sądownictwo i wzywał do amnestii „politycznych więźniów”. Uniemożliwiał mu to urzędujący prezydent.
Stąd znaczenie prezydenckich wyborów. Ponta zrobił wszystko, aby je wygrać, nie przejmując się literą konstytucji ani przyzwoitością. W ogromnym stopniu uniemożliwił uczestnictwo w niej rumuńskich emigrantów, którzy nastawieni są niechętnie do dominujących postkomunistów. Ich liczbę w UE szacuje się na około 2 mln. Radykalne ograniczenie możliwości głosowania Rumunów za granicą wywołało oburzenie i spowodowało wielką mobilizację w kraju. Po zamknięciu urn, jeszcze przed ogłoszeniem wyników, potężne manifestacje przeszły przez Bukareszt, co – jak twierdzą przeciwnicy Ponty – mogło powstrzymać go od próby sfałszowania wyborów.
Szok przegranej spowodował, że projekt ustawy o amnestii został odrzucony przytłaczającą większością głosów już w parlamencie. Rumuni potrafili się obronić przed powrotem skorumpowanego systemu.
foto: Klaus Iohannis, wybrany na urząd prezydenta Rumunii / wiki