#6.: zamach na rotmistrza Pileckiego

#6.: zamach na rotmistrza Pileckiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Witold Pilecki, zamordowany przez komunistów strzałem w potylicę i wycięty przez nich z historii, wraca w chwale do świadomości Polaków. Wraca jako narodowy bohater na pomnikach, w książkach, piosenkach, komiksach i oprawach kibicowskich. Niektórym, nadal wpływowym środowiskom bardzo to nie w smak – pisze na łamach najnowszego wydania tygodnika „Do Rzeczy” Tadeusz Płużański. W numerze – o kolejnej próbie wymazania rotmistrza z najnowszej historii Polski.

Ponadto w nowym „Do Rzeczy”: jak Polacy ratowali Żydów, Jan Pospieszalski o tym, czy Polska właściwie ocenia wydarzenia w Donbasie, Leszek Miller o tym, skąd się wzięła kandydatura Magdaleny Ogórek, Grzegorz Braun o restytucji Korony Polskiej, Tomasz Wróblewski o rozchwianiu i chaosie w polskiej gospodarce, Tomasz Terlikowski o papieżu i transseksualistach, a Joanna Bojańczyk – o garniturach.

Przecież jego szczątki miały na zawsze zostać w bezimiennym dole śmierci, a jego postać na śmietniku historii – pisze o tragicznych losach rotmistrza Witolda Pileckiego Tadeusz Płużański. I dodaje, że w tę politykę strącania Pileckiego z piedestału wpisali się ostatnio organizatorzy obchodów 70. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz, nie zapraszając dzieci rotmistrza. Z legendą rotmistrza rozprawia się też Ewa Cuber-Strutyńska, autorka tekstu „Witold Pilecki. Konfrontacja z legendą o »ochotniku do Auschwitz«”. Jej zdaniem, ci, którzy po 1989 r. opisywali Pileckiego, mieli dopuścić się „elementów idealizujących” i „uproszczeń”, które były powielane w kolejnych biografiach Pileckiego. O najbardziej heroicznym rozdziale życia Pileckiego, związanym z Auschwitz, pisze: „Wynika z tego, że Pilecki nie był – jak się przyjęło powszechnie uważać – inicjatorem przedostania się do obozu. Dlatego też właściwsze jest traktowanie misji »Witolda« w kategoriach realizowania rozkazu przełożonych niż uznanie jej za dobrowolne poświęcenie”. Sowiecka propaganda niszcząca polską świadomość trwa bowiem do dziś, a ludzie, którzy służyli czerwonemu okupantowi, wciąż – niestety skutecznie – blokują wydobycie szczątków rtm. Witolda Pileckiego z komunistycznego dołu śmierci na warszawskiej „Łączce” – konkluduje Płużański. Więcej o losach rotmistrza, którego próbowano wymazać z kart historii i pozbawić bohaterstwa – w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach „Do Rzeczy” także o tym, że to Polacy podczas drugiej wojny światowej nieśli pomoc Żydom. Oto fragment wpisu do Księgi Pamiątkowej w klasztorze jasnogórskim: „Ja, Abraham Izaak Jabłoński, w latach 1943–1945 pod nazwiskiem Bogdan Bloch służyłem m.in. jako ministrant na Jasnej Górze, świętym miejscu dla Polaków i katolików na całym świecie ze względu na Święty Obraz Czarnej Madonny (…) Dzięki temu ocalałem od straszliwej zagłady (Shoah), w której zginęli moi rodzice, dziadkowie, ciotki i wujkowie oraz pozostali członkowie rodziny, bliscy i znajomi (…)”. Świadectwo - złożone w Archiwum Akt Nowych – jest jednym z wielu, jakie zebrał Komitet dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów. 65 takich świadectw znajdziemy w wydawnictwie „Polacy ratujący Żydów”, które właśnie opublikował komitet. Jak wyglądała ta pomoc – więcej w nowym „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” również o tym, że wojna w Donbasie została uznana przez najważniejsze osoby w państwie za poręczne narzędzie do walenia w opozycję. Przez ostatnie siedem lat zachęta do grillowania i beztroskiej konsumpcji szła w parze z rezygnacją z tego, by Polska odgrywała ważną rolę w naszym regionie. Teraz mamy wielki popis tchórzostwa. Obserwujemy paraliż polskich władz w sprawie Ukrainy, widzimy jakąś dziwną niemoc. Czy prezydent, premier, służby dyplomatyczne wiedzą, co się dzieje za naszą wschodnią granicą? – pyta na łamach tygodnika Jan Pospieszalski. I podkreśla, że wojna na Ukrainie trwa od wielu miesięcy, a kilka dni temu weszła w nową fazę. Walki się nasilają, giną cywile, a nasze władze przecierają oczy ze zdumienia. Można odnieść wrażenie, że osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa trzęsą portkami – ocenia publicysta. Jego zdaniem, w Polsce rządzą ludzie, dla których zagrożenie ze strony agresywnego, potężnego sąsiada nie jest przedmiotem głębszej refleksji. Jest natomiast znakomitą okazją do wewnątrzpolskich porachunków. Więcej – na łamach najnowszego wydania tygodnika „Do Rzeczy”.

Na łamach „Do Rzeczy” także rozmowa z Leszkiem Millerem. Przede wszystkim o kandydaturze Magdaleny Ogórek w wyborach prezydenckich. Liczymy na zwycięstwo w tych wyborach. Pierwsze sondaże są bardzo zachęcające. Zaczynać od 5,6 proc., w niektórych badaniach nawet od 7 proc., to wysoki rezultat – ocenia Miller. Milczenie kandydatki i jej nieobecność w mediach nazywa oznaką powagi i rozwagi. A skąd w ogóle pomysł wystawiania kandydatki? To wynik wielu rozmów i analiz. Bardzo zależało nam na tym, by pokazać nową jakość lewicy. I właśnie to robimy. Popieramy kobietę, do tego dobrze wykształconą, reprezentantkę młodszego pokolenia Polek i Polaków, pokolenia europejskiej Polski. Magdalena Ogórek jest reprezentantką młodego pokolenia, które dziś ma wiele powodów do frustracji. (…) Mam nadzieję, że pani Magdalena przekaże sygnał, iż tak nie jest – mówi Miller. – Kandydatura pani Ogórek jest wyjściem naprzeciw temu właśnie elektoratowi. Rozmowa Kamili Baranowskiej z Leszkiem Millerem – w nowym „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” także rozmowa z Grzegorzem Braunem, reżyserem, scenarzystą, publicystą i… kandydatem na prezydenta. Na jakie poparcie liczy monarchista startujący w wyborach prezydenckich? Jestem państwowcem, liczę więc na poparcie tych wszystkich, którzy chcą, żeby państwo polskie istniało. A to w aktualnej sytuacji geopolitycznej i układzie na wewnętrznej scence postpeerelowskiej wcale nie jest takie oczywiste – mówi Braun. Podkreśla, że nie jest demokratą. Jestem zwolennikiem wolności w jej polskich, szczególnie pięknych tradycjach. Trzeba bronić wolności, która jest specjalnością narodową Polaków. I właśnie z tego względu jestem przekonany o pilnej potrzebie podniesienia Korony Polskiej. Inaczej będziemy tu mieli zwykły zamordyzm – mówi. Cała rozmowa – w nowym „Do Rzeczy”.  

Na łamach „Do Rzeczy” również o tym, że żadna siła nie jest w stanie powstrzymać polityka, który postanowił wpędzić swój kraj w kryzys. Nie pomogą dobra koniunktura i coraz lepsze wyniki naszych największych partnerów gospodarczych. W życiu każdej nastolatki przychodzi taki dzień, kiedy postanawia oznajmić światu, jaką to jest kobietą. Zwykle są to mocne, czasem szokujące, ale dość trywialne konstatacje. Mądrzy rodzice udają, że nie dostrzegają sprzeczności między deklaracjami a późniejszymi czynami córki. Co jednak mamy robić, kiedy przez okres nastoletniej egzaltacji przechodzi premier, i do tego kobieta w wieku babcinym? – pyta na łamach „Do Rzeczy Tomasz Wróblewski. I dodaje, że rząd dryfuje i nie można poważnie traktować niczego, co mówi czy obiecuje. Chaos decyzyjny, niedojrzałość i nieprzewidywalność to dziś najpoważniejszy problem polskiej gospodarki. (…) Bierny obserwator doniesień medialnych odnosi wrażenie, że kraj staje w ogniu. Wszystko powoli się wali, protesty obejmują coraz więcej grup społecznych – podkreśla publicysta „Do Rzeczy”. Czy ogromna organizacja biznesowo-polityczna, jaką jest PO, pozwoli człowiekowi z mentalnością nastolatki prowadzić się do wyborów – więcej w nowym „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” także o kolejnej aferze z udziałem papieża. Media entuzjazmują się kolejnym przełomem w Kościele. Ma nim być rzekoma akceptacja dla transseksualizmu, której dowodem jest podobno to, że Franciszek spotkał się z transseksualistką i jej narzeczoną – pisze Tomasz P. Terlikowski. I podkreśla, że ta historia nie jest jednak dowodem na zmianę nauczania, lecz jedynie kolejnym spotkaniem, z których słynie Ojciec Święty. Nie zmienia to niczego w papieskim nauczaniu. Trudno ustalić, co rzeczywiście wydarzyło się w czasie prywatnej audiencji. Jedno nie ulega wątpliwości – nie było w jej trakcie mowy o zmianie podejścia Kościoła do transseksualizmu. (…) Można uznać, że jest to raczej mocne przypomnienie zasady, iż Kościół zawsze potępia grzech, a nie grzesznika – pisze w „Do Rzeczy” Tomasz Terlikowski. Więcej – na łamach tygodnika.

Na łamach „Do Rzeczy” również o tym, czy mężczyźni lubią jeszcze chodzić w garniturze. Jeśli rozejrzeć się wokół, chyba nie bardzo. Ci od dżinsów wkładają go wtedy, kiedy muszą. Z kolei panowie, którzy muszą nosić garnitur na co dzień, traktują go jak zło konieczne. Ale garnitur broni nie składa. Stał się co prawda mniej formalny, ale marynarkę najmłodsze pokolenie traktuje już jako coś normalnego, nie odświętnego. Widać jednak powrót męskości w modzie. O historii i współczesności garniturów pisze w „Do Rzeczy” Joanna Bojańczyk.

Nowy numer „Do Rzeczy” w sprzedaży od poniedziałku, 2 lutego 2014. E-wydanie będzie dostępne u dystrybutorów prasy elektronicznej już w niedzielę o 20.00.

Całość recenzji dostępna jest w 6/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także