Nie cenię Durczoka i stacji dla której pracuje, czyli TVN. Więcej, uważam ją za zaprzeczenie tego, czym powinny być media, i tego, jak powinno się uprawiać dziennikarstwo.
TVN ma charakter propagandowy i odgrywa bardzo negatywną rolę w Polsce. W tym wszystkim poważny udział ma Kamil Durczok. Niemniej nie mogę zaakceptować polowania na naznaczonego człowieka i łamania wszelkich zasad.
Tak jak większość osób wypowiadających się na ten temat nie mam pojęcia, co się stało, że czołowy pieszczoch medialny przeistoczył się w czarnego luda. Bardzo mnie korci, aby skojarzyć jego wywiad z premier Kopacz, w którym – ku zaskoczeniu wszystkich – nie zachował się jak propagandysta, z tym, co stało się miesiąc później. Nie mamy jednak na to dowodów. Z pewnością pokazowa lekcja, jaką jest rozprawa z Durczokiem, uzmysławia, że żadna pozycja w medialnym świadku nie chroni na nawsze, a od chwały do upadku jest tylko krok. Ta lekcja będzie przyswojona przez dziennikarskich celebrytów, którzy i tak nie mogli mieć zbyt twardego karku.
To, co zrobił "Wprost", jest nie do zaakceptowania. Najpierw historia z gwiazdą, która po paru latach przypomniała sobie, że "była molestowana".
A potem jako kontynuacja, niemająca związku ze sprawą, „dziennikarska rewizja” w mieszkaniu znajomej Durczoka i triumfalne ogłoszenie „kompromatów”: dmuchanej lalki, pornografii, „białego proszku”.
Jaki to ma związek z „molestowaniem”? Chyba że występuje domniemanie winy. Skoro Durczok lubi te rzeczy, pewnie także „molestował”. Co najmniej dwuznaczne jest zachowanie policji, która po miesiącu przypomina sobie o sprawie, akurat w momencie ogłoszenia przez „Wprost” nagonki.
Warto zaznaczyć, że ta, obudowana wielkimi słowami, kompromitacja tygodnika w niczym nie przesłania znaczenia i potrzeby wcześniejszego ujawnienia afery podsłuchowej, tak jak polowanie na Durczoka nie zdejmuje z niego odpowiedzialności, za to, co robił jako szef „Faktów”.
O tym wszystkim mówili także inni. Wszyscy się zgadzają, że zarzut „molestowania” jest poważny i powinien zadecydować o losach dziennikarza.
I to jest skandal. "Granica między życiem prywatnym a regułami dotyczącymi mobbingu i molestowania jest płynna” – mówi w wywiadzie z Durczokiem Dominika Wielowieyska. I ma rację, chociaż nie zdaje sobie sprawy z jej konsekwencji.
Pokazuje tym absurd „płynnego” prawa, które może być zupełnie arbitralnie stosowane i zmusza do dowodzenia niewinności, a nie winy. Sprawa Durczoka jest tego doskonałym dowodem. Istnieją paragrafy broniące każdego człowieka przed zniewagami, tak jak przed naruszeniem nietykalności osobistej. Wymyślanie dodatkowych przestępstw w rodzaju „molestingu”, wyobrażenie, że wszystko da się uregulować prawnie, jest chorobą naszych czasów i prowadzi do tego typu patologii. Wystarczy niechęć jakiejś damy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.