MAREK KOCHAN: On jest niezbędny. W pewnym momencie musi przyjść otrzeźwienie, bo skutki braku polityki są dotkliwe. Słowa nie mogą być substytutem działań. Wirtualizacja polityki nie jest zjawiskiem nowym, w 2000 r. grupa artystów wymyśliła fikcyjną kandydatkę na prezydenta Wiktorię Cukt. Ona była postacią z komputera, miała swoją kampanię, billboardy. Ciekawy był jej slogan: „Politycy są zbędni”. To było wizjonerskie, bo wyprzedziło zastosowaną przez Donalda Tuska retorykę polityki bez polityki, czyli „Nie róbmy polityki. Budujmy stadiony”. Jeśli polityk na billboardzie mówi, że jest z dala od polityki, to jest to paradoks, przekaz sprzeczny z logiką. (…)
Media stworzyły wirtualnego polityka Bronisława Komorowskiego?
Przypomnijmy taką sytuację: prezydent zeznaje w ważnej sprawie i cztery główne telewizje informacyjne mają akredytacje, ale tego nie filmują, a transmisja odbywa się poprzez telefon komórkowy dziennikarza, który akredytacji na kamerę nie dostał. To jest kwintesencja tego, jak jest pokazywany Bronisław Komorowski. Jego wpadki i kompromitujące zachowania były zwykle wyciszane. Dominuje model relacji dworskich – dziennikarze przychodzą na dwór i podtykają mu mikrofon, by mówił, co chce, ale nie próbują go rozliczać z tego, co zrobił lub czego nie zrobił. (…)