Bronisław Wildstein
Ogromne manifestacje przeciw homoseksualnym „małżeństwom” we Francji mogą budzić nadzieję. Były zupełnie nieprzewidywalne. Okazało się, że w kraju, który jest wręcz synonimem libertyńskiej tradycji, manifestacje w obronie rodziny przyćmiły znacznie wszystkie inne, pomimo że materialnych powodów do niezadowolenia Francuzi mają dziś stosunkowo dużo.
Oznacza to, że największy sprzeciw wywołały decyzje prezentowane nam przez najbardziej wpływowe ośrodki opiniotwórcze jako nieunikniony krok w postępie historii, jako triumf tolerancji i otwartości. Czyżby znaczyło to początek końca dominacji politycznej poprawności, która niszczy europejską kulturę i jest objawem cywilizacyjnego samobójstwa naszego kontynentu?
Na wnioski takie jest zdecydowanie za wcześnie. Równocześnie z protestami we Francji Anglicy bez specjalnego narzekania przyjmują podobny projekt, co więcej – zgłoszony przez partię konserwatywną. Wszystko wskazuje na to, że odnowiciel tej partii, David Cameron, uznał, iż ważniejsza jest przychylność dominujących ośrodków niż ideowa integralność.
Postawy większości Anglików, tak jak i innych, są w tej kwestii płynne i zależą od presji jaką wywierają na nich ośrodki opiniotwórcze, głównie media. Tą metodą zresztą wprowadzana jest pełzająca rewolucja kulturowa, jaka zachodzi we współczesnej Europie.
Normy prawne, które ją narzucają, poprzedzone są długotrwałą propagandową kampanią, której sceną staje się cała kultura. Tu nie ma miejsca na debatę czy prawdziwą tolerancję, zresztą w obecnej Europie są one rugowane z całą bezwzględnością. Obrońcy tradycyjnej kultury europejskiej odsądzani są od czci i wiary, stygmatyzowani jako obskuranci na pasku Kościoła katolickiego, obrońcy nietolerancji oraz patriarchalnego zamordyzmu i wysyłani na śmietnik historii.
Ta symboliczna przemoc ma wepchnąć w kompleksy obrońców tradycyjnego ładu. Jeśli zaczną się oni wstydzić swoich naturalnych odruchów, będą starali się je ukrywać i stopniowo zaakceptują kontrkulturową ideologię, zwłaszcza jeśli w sferze publicznej nie będzie funkcjonować żadna wobec niej alternatywa.
Jeśli tradycyjnie myśląca większość nie będzie miała rzeczników swoich poglądów, którzy potrafią je racjonalizować i ich bronić, będzie musiała skapitulować. Dobrze zorganizowana mniejszość zawsze zdominuje zdezorganizowaną większość. Postawa Camerona pokazuje, że konserwatyści nie mają już w Anglii swojej politycznej reprezentacji, tak jak w Niemczech czy Skandynawii, a właściwie w większości Europy.
Polityka Fideszu na Węgrzech, która dziś na europejskich salonach budzi furię, doskonale mieści się w klasycznie rozumianym demokratycznym systemie i jeszcze niedawno nie wywołałaby szczególnych wątpliwości. Jednak działanie Orbána kwestionuje nieodwracalność kontrkulturowej rewolucji zwanej postępem. Dodatkowo ma miejsce w jednym z „nowych” krajów europejskich, które liderzy kontynentu traktują co najmniej paternalistycznie, a znaczyć może, iż „nowi” w Unii Europejskiej nie do końca chcą zaakceptować dominujący dzisiaj trend.
Protesty we Francji, która jest samym sercem „starej” Europy, stawiają pod znakiem zapytania jego nieodwracalność. Nie były one organizowane przez partie polityczne, które co najwyżej usiłowały potem się do nich przyłączyć. Ruchy sprzeciwu muszą przebić się przez zamurowaną scenę publiczną i wyrastający z niej polityczny porządek. Ostatnie wydarzenia we Francji pokazują, że jest to możliwe.
grafika: Bandera Gay Francia/Fobos92/wiki