Dziennikarz portalu RuBaltic.ru „alarmuje”: „Polska się zbroi”. O zgrozo, Warszawa wydaje wymagane przez Waszyngton 2 proc. PKB na armię! „Rosną wydatki na modernizację sił zbrojnych, a także na zakup sprzętu wojskowego” - pisze Iwanowski. Stwierdza wprost: „Portal RuBaltic.ru sprawdził, jaką skalę ma militaryzacja Polski i czym to grozi Rosji oraz Białorusi”. Iwanowski pisze o batalionowej grupie NATO, stacjonującej „niebezpiecznie” niedaleko Kaliningradu, o ćwiczeniach Anakonda, o tym, jak to Warszawa w swojej doktrynie z 2016 r. uwzględnia „rzekome” zagrożenie ze strony Rosji… Ani słowem nie wspomina o zbrojeniach Moskwy, o manewrach Zapad-17…
Iwanowski wylicza skrupulatnie rosnący potencjał USA na flance wschodniej NATO. Wspomina też o pomyśle budowy „Fort Trump” nad Wisłą. „Występując w roli odbiorcy potęgi wojennej USA i NATO, Polska udowadnia własną niesamodzielność oraz relatywną słabość własnych sił wojskowych. Próbując zademonstrować poważne wzmocnienie własnego potencjału militarnego, Warszawa zwiększa wydatki na zbrojenia” – pisze Denis Iwanowski. Jak widać, rosyjski publicysta nie może się zdecydować, za co Polskę krytykować: czy za budowę własnego potencjału, czy za posiłkowanie się wsparciem sojuszników? Sam sobie przy tym zaprzecza – jedno bowiem wyklucza drugie. Wychodzi na to, że idealnym wariantem byłoby całkowite rozbrojenie i wyjście z NATO – tak, wtedy rosyjski publicysta zapewne pochwaliłby Warszawę…
„Oczywiście, wzmocnienie wojsk NATO na wschodzie Polski, zwiększenie amerykańskiego kontyngentu wojskowego, a także wzmocnienie potencjału zbrojnego wschodniej flanki nie może nie wpłynąć na relacje z Rosją i Białorusią” – pisze autor artykułu. I grozi: „Taka forsowna militaryzacja wymaga adekwatnej reakcji ze strony Moskwy i Mińska. Działania Warszawy tworzą bowiem zagrożenie dla obwodu kaliningradzkiego oraz dla zachodnich obwodów Białorusi”. W tym momencie publicysta przechodzi do sedna: postępująca militaryzacja Rosji jest jedynie „reakcją” na „agresywne działania” Polski i jej sojuszników. Jak zwykle to bywa w historii, Moskwa jest „pokrzywdzona” i jeśli wzmacnia swój potencjał militarny, to wyłącznie w celach „obronnych”, odpowiadając na „wojenną histerię” Warszawy „słusznymi” zbrojeniami…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.