Śledzę to i się załamuję praktycznie od początku. Mechanizm się powtarza, bo – przypomnę – pod koniec omikronu było już mnożenie nowych wariantów koronawirusa, ale jakoś nie pykło. Każdy nasłuchiwał wieści mutacyjnych znanego covidowego pochodzenia. Te wpadały i wypadały, jakby testowano tematy. Teraz mamy inną sytuację – jesteśmy po „pieredyszce”, czyli spadku tematu COVID, który został najechany właściwie 24 lutego. Mieliśmy więc przerwę zrodzoną z nadziei, że to po wszystkim, jakby koniec tematu. Ponadto po takiej przerwie wraca temat niby taki sam, ale już nie dokładnie. Czyli jest patogen, ale już nie covidowy, strach ten sam, choć małpia ospa może… budzić ciekawość.
A więc z czym mamy do czynienia? Choroba to rzadka, jednak kuzynka ospy prawdziwej, którą ludzkość zdała się wyeliminować. Pochodzi od małp (jak podobno człowiek), a więc występuje raczej tam, gdzie małpy. Ostatnio pojawiła się dziwnym sposobem w wielu miejscach na Zachodzie, w Stanach, a także w Europie. W ilościach pomijalnych, ale – jak pisaliśmy – spanikowanym społecznościom i czujnym mediom to nie ujdzie uwadze, choć lata wcześniej takie rzeczy się zdarzały, i to na wielekroć większą skalę. Po COVID nic już nie będzie takie samo.
Co to za choroba? Roznosi się przez kontakt z błoną śluzową zakażonego, jego krwią, śliną, ma się także rozprzestrzeniać drogą kropelkową. Wygląda nieatrakcyjnie – jak to ospa. A więc kandydat jak znalazł. Nawet ciut lepszy niż korona, bo to widok i okropny, i od razu wskazujący na chorobę, nie to, co koronawirus, co to podstępnie ukrywał się w niby normalnych, bezobjawowych twarzach. Tu będzie widać wszystko (chyba że wrócą maseczki). Słabością „kandydata zastępczego” jest to, że podobno zwyczajna szczepionka na ospę daje temu wariantowi radę, ale się zobaczy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.