Największy problem to niedobory kadrowe

Największy problem to niedobory kadrowe

Dodano: 
Lekarz. Zdj. ilustracyjne
Lekarz. Zdj. ilustracyjneŹródło:Pixabay
Z dr hab. Barbarą Radecką z Kliniki Onkologii Opolskiego Centrum Onkologii i Uniwersytetu Opolskiego rozmawia Katarzyna Pinkosz.

Katarzyna Pinkosz: Rak piersi to najczęstszy nowotwór u kobiet. W Polsce ogromnym problemem jest to, że rośnie nie tylko zachorowalność, lecz także umieralność. Dlaczego?

Dr hab. Barbara Radecka: W ostatnim okresie obserwujemy rosnący trend umieralności z powodu raka piersi; jest bardzo niepokojący. Od lat 90. XX w., kiedy to w wielu krajach wprowadzano populacyjne badania przesiewowe, obserwowano zmniejszenie wskaźników umieralności. W Polsce doszło obecnie do załamania tego trendu. Z danych NIO- -PIB wynika, że to niepokojące zjawisko dotyczy głównie kobiet po menopauzie, a szczególnie powyżej 65. roku życia. Daje to do myślenia, ponieważ badania przesiewowe w Polsce są realizowane do 69. roku życia. Może to powodować, że starsze panie znacznie rzadziej wykonują mammografię. Być może rozpoznajemy u nich raki w wyższych stopniach zaawansowania, co przekłada się na gorsze wyniki przeżyć.

Zapewne część kobiet myśli, że skoro przekroczyły wiek 69 lat i nie są objęte badaniami przesiewowymi, to już rak im nie grozi. Warto przedłużyć program profilaktyczny?

Wielu ekspertów uważa, że należy go przedłużyć co najmniej o pięć lat. I druga kwestia: badania są przeprowadzane w ramach Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych, którego mamy kolejną edycję. Niepokoi fakt, że zrezygnowano z imiennych zaproszeń wysyłanych do kobiet z populacji objętej badaniem. Wydaje się, że może to spowodować dalsze zmniejszenie zgłaszalności. Powinniśmy wrócić do imiennych zaproszeń i wydłużyć okres badań profilaktycznych o pięć lat, zwłaszcza że od projektowania programu (lata 70.–90. XX w.) czas życia kobiet się wydłużył. Jest więc coraz większa populacja kobiet nieobjętych badaniami.

Nowotwór zwykle można wcześnie wykryć, gdy jest szansa na wyleczenie. Kiedy kobieta powinna zgłosić się na badania profilaktyczne? Skupiamy się na wykonywaniu mammografii w grupie wiekowej, w której jest największe prawdopodobieństwo rozpoznania raka piersi. Bardzo ważne jest też podnoszenie ogólnej świadomości społecznej, aby kobiety same się badały i wiedziały, jakie są niepokojące objawy. Jeśli chcemy wychować społeczeństwo, w którym chodzenie na mammografię będzie standardem opieki i dbałości o własne zdrowie, to musimy zacząć od młodych pokoleń, od edukacji gimnazjalistek, licealistek, od mówienia, że obserwacja własnego ciała jest bardzo ważna. Profilaktyczne badania przesiewowe, oparte na mammografii, kierujemy do kobiet powyżej 50. roku życia: u nich jest ona badaniem o adekwatnej czułości i swoistości. Profilaktyka powinna wyglądać różnie na różnych etapach życia, jednak na każdym konieczne jest zwracanie uwagi na niepokojące objawy.

Czy dziś, po trzech latach pandemii COVID-19, więcej jest chorych na raka piersi w bardziej zaawansowanym stanie? Widać tzw. dług zdrowotny?

Niestety, tak. Pojawia się dość dużo pań z zaawansowanymi guzami. W codziennej praktyce spotykamy kobiety z „guzem wielkości mandarynki”, a także guzami 8–10-centymetrowymi, z naciekaniem przez nowotwór ściany klatki piersiowej, węzłów chłonnych w okolicy nadobojczykowej, a więc z chorobą zaawansowaną, która toczyła się już dwa–trzy lata wcześniej. Wykrywanie raka piersi w takim stadium kilka lat temu było już rzadkością.

Przez wiele lat media prowadziły liczne mądre działania edukacyjne; temat raka piersi był widoczny w kolorowych mediach, w telenowelach, oswajany w przestrzeni publicznej. Natomiast przez ostatnie trzy lata wszystkie media zajmowały się tematem pandemii, obecnie także wojną. To bardzo ważne tematy, niestety „wypchnęły” inne, m.in. temat raka piersi. Zawsze w październiku, Miesiącu Różowej Wstążki, przypominaliśmy o raku piersi. W czasie pandemii nie, a takie działania mają znaczenie, utrwalają w naszej świadomości rozumienie raka piersi i potrzebę badań.

Większa liczba chorych w bardziej zaawansowanych stadiach choroby to też dużo większe obciążenie dla szpitali. Jak sobie radzą i jakie działania podjąć, by zoptymalizować leczenie?

Z jednej strony mamy ogromny dług zdrowotny; w onkologii przekłada się na to, że pacjentka ma nie tylko zaawansowanego raka piersi, lecz także np. nieuregulowaną cukrzycę, nieleczone nadciśnienie, niedoczynność tarczycy ostatnio kontrolowaną dwa lata temu. Aby przystąpić do intensywnego leczenia onkologicznego, trzeba uporządkować wiele innych problemów zdrowotnych. To wszystko opóźnia wdrożenie leczenia.

Z drugiej strony, leczenie raka piersi jest elementem systemu: diagnostyki, leczenia, rehabilitacji; każdy z tych etapów ma specyficzne problemy. Jednym z najważniejszych są opóźnienia w diagnostyce: zarówno w badaniach obrazowych, jak i histopatologicznych. Największą bolączką są niedobory kadrowe – lekarzy, pielęgniarek, diagnostów, radiologów, patomorfologów. Mamy dosyć dobre wysycenie kraju aparatami do obrazowania ciała, możemy względnie szybko wykonać badanie rezonansowe, jednak kilka tygodni czekamy na opis. Nowy aparat nie zwiększy przecież liczby osób, które potrafią go obsłużyć i zinterpretować wynik badania. W wielu miejscach kraju długo oczekujemy na wynik badania histopatologicznego, który dziś jest podstawą w onkologii.

Niestety, kadry odbudować najtrudniej, to trwa lata…

Dlatego na każdym kroku powinniśmy myśleć, w jaki sposób usprawnić działania, by oszczędzać kadry. Podam dwa przykłady z zakresu onkologii klinicznej.

Pierwszy to zastosowanie infuzorów do chemioterapii w warunkach domowych. Mam na myśli 24-, 48- czy 96-godzinne wlewy realizowane przy pomocy infuzorów, które pacjent zabiera do domu. Pacjent nie musi przebywać w szpitalu, co jest korzystne dla niego i dla systemu, w którym można bardziej optymalnie wykorzystać zasoby łóżkowe i kadrowe.

Drugim przykładem jest stosowanie bardziej przyjaznych, a mniej absorbujących form leczenia. Mam na myśli zamianę leczenia dożylnego na doustne lub podskórne – są preparaty, które można stosować zamiennie. Dzięki temu oszczędzamy zasoby apteki szpitalnej, kadrę pielęgniarską. Na każdym etapie warto stosować działania, które „oszczędzają” zasoby kadrowe. W wielu krajach leki podskórne w onkologii pacjenci mogą otrzymywać w domu. Również w Polsce są już realizowane podobne programy, np. w reumatologii. Myślę, że również w onkologii tak będzie w przyszłości, gdyż rozwija się ona jako specjalizacja, która chce jak najmniej „wiązać” pacjenta ze szpitalem, a leki podawane podskórnie świetnie się do tego nadają. Pandemia i związane z nią ryzyko zakażenia jeszcze bardziej uświadomiły nam potrzebę upowszechniania bardziej przyjaznych sposobów leczenia.

Terapia podskórna ma taką samą skuteczność jak dożylna?

Każda zamiana leków w onkologii – z dożylnej na podskórną, z dożylnej na doustną – jest możliwa tylko, jeśli preparat o bardziej przyjaznej formie jest równie skuteczny jak dożylny. Dysponujemy wieloma badaniami ankietowymi, które wskazują, że zarówno pacjenci, jak i personel medyczny preferują bardziej przyjazne formy leczenia, pod warunkiem takiej samej skuteczności.

Więcej pacjentek, bardziej zaawansowane stany, niedobory kadrowe – to sygnał alarmowy, że trzeba jak najszybciej podjąć działania. Zwłaszcza że są dostępne bardzo nowoczesne leki, które stanowią szansę dla wielu kobiet.

Ostatnio znacząco poprawił się dostęp do refundowanych nowoczesnych terapii, choć oczywiście są jeszcze leki, na które czekamy. Ale refundacja to nie wszystko; ważne, by możliwie wcześnie rozpoznać chorobę. Czasem widzimy paradoks, że byłby dostępny dobry, nowoczesny, refundowany lek, ale stan chorego i zaawansowanie choroby uniemożliwiają zastosowanie terapii.

Po kilku latach pandemii musimy ponownie zacząć oswajać temat raka piersi, by znów uświadomić kobietom, że należy się badać; każda z nas może uratować swoje życie, jeśli zgłosi się na badania profilaktyczne lub do lekarza zaraz po zauważeniu niepokojących objawów.


Anna Kupiecka, prezes Fundacji OnkoCafe Razem Lepiej:

Priorytetem zawsze jest to, żeby dostać lek skuteczny, który przy- niesie oczekiwany efekt kliniczny. Każdy z nas walczy o życie. Jednak jego jakość w trakcie leczenia często się pogarsza, dlatego należy robić wszystko, co możliwe, by o nią zadbać. Lepszą jakość życia dają nam nowoczesne terapie w innych formach podania: podskórne, doustne. Kobieta czuje się bardziej komfortowo; wie, że takie leczenie jest tak samo skuteczne jak we wlewie, jednak może krócej przebywać w szpitalu.

Epidemia COVID-19 uświadomiła, jak to jest ważne. Terapie podskórne zmniejszają narażenie pacjentek na zakażenia, zaoszczędzają ich czas, a także czas personelu medycznego, generują oszczędności dla systemu ochrony zdrowia, a efekt kliniczny jest taki sam. Z naszej perspektywy niezmiernie ważne jest stosowanie terapii pod- skórnych lub doustnych, jeśli to tylko możliwe. Wiele kobiet podkreśla, że nie musi iść na cały dzień do szpitala na podanie dożylne leku; jeśli pracują w miarę blisko, to mogą na krótko wyjść z pracy na podanie leku i wrócić albo na dwie–trzy godziny wychodzą z domu. Komfort psychiczny jest ogromny, kobiety często mówią: „Wyskoczyłam do szpitala na podanie podskórne”, „Poszłam tylko do zabiegowego”. To zupełnie inne funkcjonowanie.

Pacjentki z rakiem piersi to kobiety bardzo świadome, chcą prowadzić normalne ży- cie rodzinne, społeczne, zawodowe – na ile pozwalają im choroba i leczenie. Niezwykle ważną rolą kobiety jest także bycie mamą, babcią. Zawsze staramy się zrobić wszystko, by móc jak najwięcej czasu poświęcić sobie, spędzić go z rodziną, a nie przesiedzieć w szpitalu.

Całość dostępna jest w 28/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Rozmawiał: Katarzyna Pinkosz
Czytaj także