– Do Polski przylatywały zalutowane trumny, bez dokumentacji medycznej i bez zaświadczenia lekarskiego stwierdzającego zgon. Kilka dni po pogrzebach zaczęły pojawiać się nowe szczątki i rozpoczęły się tzw. dochówki. Niektóre rodziny miały ich po kilka i trwały jeszcze do niedawna. (…) W lipcu 2010 r. na Powązkach ofiarom postawiono pomnik, a pod tym pomnikiem urnę z prochami 200 kilogramów niezidentyfikowanych szczątków. Decyzja została podjęta - bez informowania rodzin - przez ówczesnego ministra cyfryzacji, Michała Boniego – oświadczyła Kochanowska.
Jak podkreślała, po kilku ekshumacjach, które wszczęto z urzędu, okazało się, że "ciała są zapakowane szczelnie w siedmiowarstwowe worki plastikowe, brudne, zanieczyszczone odpadami, niedopałkami papierosów, z poszarpanymi resztkami odzieży, z przemieszczonymi organami". – Byliśmy wstrząśnięci taką profanacją ciał naszych bliskich. (...) Sposób, w jaki rozpadał się samolot wskazywał na inny przebieg wydarzeń niż wersja oficjalna – mówiła wdowa po RPO.
dmc/DoRzeczy.pl