Unijny szczyt w Brukseli zakończył się bez porozumienia ws. obsady najważniejszych stanowisk. Przywódcy 28 państw ustalili, że nie są w stanie teraz podjąć decyzji i spotkają się ponownie 30 czerwca. Spodziewał się pan tego?
Dr Kamil Zajączkowski (Uniwersytet Warszawski): Tak, spodziewałem się tego, że nie zapadnie żadna decyzja. Bezpośrednio po wyborach do Parlamentu Europejskiego postawiłem tezę, że będzie bardzo trudno zbudować szeroką koalicję. Trzeba przypomnieć, że mówimy o pięciu najważniejszych stanowiskach: przewodniczącym Rady Europejskiej, Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, szefie unijnej dyplomacji oraz o prezesie Europejskiego Banku Centralnego. Teraz trzeba będzie uwzględnić układankę polityczną, która wyłoniła się po wyborach, ale także oczekiwania szefów państw.
W związku z tym, można było się spodziewać, że decyzje szybko nie zapadną. Śmiem twierdzić, że jeśli nie dojdzie do przełomu np. podczas nieoficjalnych rozmów na szczycie G-20, to będzie bardzo trudno o porozumienie na szczycie 30 czerwca. To, co jest jednak widoczne, to bardzo silna determinacja przywódców, aby te nazwiska padły przed inauguracją nowej kadencji PE.
Parlament Europejski po ostatnich wyborach jest o wiele bardziej zróżnicowany niż wcześniej. Czy to nie sprawi, że negocjacje będą trudniejsze? Do tej pory stanowiska były dzielone między dwie największe frakcje, a teraz dodatkowo trzeba będzie uwzględnić inne interesy.
Tak, zgadza się. Parlament Europejski jest o wiele bardziej zróżnicowany niż wcześniej. Nie ma też już duopolu chadeków oraz socjalistów, którzy dzielili i rządzili. Trzeba pamiętać, że do akceptacji przewodniczącego Komisji Europejskiej potrzeba ponad połowy europosłów. To wymaga o wiele większej elastyczności.
Wydaje się, że naturalnym kandydatem są tu liberałowie. Uważam jednak, że musi to być szersza koalicja. Mogą tu zajść dwa procesy: albo powstanie koalicja chadeków, socjalistów i liberałów, która będzie dążyć do porozumienia z zielonymi, albo nawet z którąś z grup eurosceptycznych. Ten drugi przypadek wydaje się mało prawdopodobny, ale nie można go wykluczyć. W polityce wszystko jest możliwe, a zauważalny jest już łagodniejszy ton np. wobec Polski, czy Viktora Orbana.
Z czego wynikała porażka dwóch głównych kandydatów na przewodniczącego Komisji Europejskiej – Fransa Timmermansa i Manfreda Webera?
Weber nie zdobył takiego wyniku, który by powalał i dawał nadzieję, by w tej układance politycznej mieć jakieś argumenty. W związku z tym, sam nie miał karty przetargowej, aby zamknąć usta krytykom. Przy tej okazji warto podkreślić, że prezydent Francji Emmanuel Macron bardzo umiejętnie wykorzystuje Traktat Lizboński, który nie pisze wprost, że szefowie państw i rządów muszą wybrać osobę, którą wskaże Parlament Europejski. Istnieje lakoniczny zapis, że szefowie państw i rządów uwzględniają wyniki wyborów, ale to bardzo suchy zapis, który nie konkretyzuje Spitzenkandidaten. Co ciekawe, to szefowie państw przyjęli pięć lat temu przyjęli zapisy, by nadać tym kandydatom większą wagę.
Wracając do pytania, sama kampania Webera była mało porywająca, a i on sam jest mało charyzmatycznym politykiem. To znana osoba, ale podstawowym zarzutem wobec niego był fakt, że nie pełnił żadnej funkcji rządowej. Zazwyczaj to takie osoby bierze się na stanowisko szefa KE. Po trzecie uważam, że Weber utożsamia się z podejściem konfrontacyjnym. Sądzę, że szefowie państw będą chcieli uniknąć powtórki sprzed pięciu lat, gdy nie było całkowitej zgody na wybór Junckera. Jest tendencja do szukania osób, które nie są kontrowersyjne i nie kojarzy się ich z sytuacjami konfliktowymi. Wyczuwam pragnienie otwarcia zupełnie nowej karty i pójścia do przodu, bo tego wymaga sytuacja.
Czego można zatem spodziewać się w nowym rozdaniu?
Wydaje się, że Europa Środkowa dostanie jedno z pięciu kluczowych stanowisk. Obstawiam – choć to tylko moje przypuszczenia – że może to być stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Donalda Tuska mogłaby zastąpić była prezydent Litwy, która jest znana, lubiana i ma doświadczenie, a także sprawdziła się w sytuacjach kryzysowych. To byłaby dobra kandydatura dla regionu i Polski. Byłoby to utrwalenie tego, że Europa Środkowa ma silny głos w tych układankach europejskich.
A na co może liczyć polski rząd?
Sądzę, że Polska powinna iść w kierunku tek związanych z gospodarką, szeroko pojętymi innowacjami, technologią, bo to będzie priorytet UE na najbliższe lata. To będzie też istotne z punktu widzenia transformacji, jaką polska gospodarka musi przejść. To byłoby dla nas korzystne i zgodne z tym, o czym mówi premier Mateusz Morawiecki. Byłaby więc tu pewna spójność i komplementarność.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.