Jak informuje "Rzeczpospolita", z danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny wynika, że na koniec marca w firmach zatrudniających powyżej 10 osób pracowało 6411,7 tys. osób, czyli tylko o 0,3 proc. więcej niż rok wcześniej, choć ekonomiści oczekiwali wzrostu o 0,8 proc. Ponadto, w porównaniu z lutym liczba zatrudnionych zmniejszyła się ok. 34,2 tys. osób, co jest największym spadkiem od 2001 r. Przy czym dane GUS nie uwzględniają osób pracujących w najmniejszych firmach usługowych oraz prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą.
Dane GUS nie uwzględniają m.in. branży, która mocno ucierpiała w związku z epidemią – gastronomii. Urząd nie bierze pod uwagę osób, które najłatwiej jest zwolnić, a więc tych zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych czy pracowników tymczasowych. – Faktyczna skala spadku zatrudnienia w całej gospodarce mogła przekroczyć 100 tys. osób – ocenia w rozmowie z dziennikiem Marcin Luziński, ekonomista z Santander Bank Polska.
Już na podstawie danych z Urzędów Pracy, które odnotowały znaczny wzrost wniosków o rejestrację jako osoby bezrobotnej, można zauważyć poważny problem. A znaczna część takich wniosków pojawi się w wielu przypadkach dopiero po wygaśnięciu okresu wypowiedzenia zwolnionych osób.
Jak mówi dziennikowi Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, z szacunków wynika, że w najbliższych miesiącach stopa bezrobocia może skoczyć do poziomu ok. 8 proc., a docelowo w szczycie wyniesie około 10 proc.
Czytaj też:
"Rz": Prywatne szpitale nie chcą pacjentów z koronawirusemCzytaj też:
Tragiczne wieści z Wielkiej Brytanii. Nie żyje 34-letnia PolkaCzytaj też:
110 zgonów z powodu koronawirusa u sąsiada Polski