Tam podejmowane są decyzje o tym, co mamy myśleć, czym nas zabawić, a czym przestraszyć, jak odwrócić naszą uwagę od rzeczywistości i zająć ją nierzeczywistością, jak wpuścić nam do mózgu wirusa, który odbierze nam wolną wolę i przemieni w marionetki.
Jak to proroczo opisał najwnikliwszy analityk diabelskiej natury owego systemu, C.S. Lewis („Listy starego diabła”... – „The Screwtape Letters”), te decyzje „są podejmowane przez ludzi w białych kołnierzykach, którzy nie potrzebują nawet podnosić głosu”.
Ale zło nie jest nowe. Zmieniają się tylko jego postaci, a zapomnienie o poprzednich jego wcieleniach jest jedną z metod stępienia naszej wrażliwości na jego odwieczny cel: dążenie do budowy „nowego człowieka” poprzez zabicie „starego”, choćby i milionów tych „starych”, którzy do „nowego” – oczywiście „lepszego”, „postępowego” – nie chcą się zaadaptować. W XX w. tę ideologię najbrutalniej i najskuteczniej zarazem realizował marksizm (i jego mutacje), który doprowadził do śmierci setki milionów ludzi.
Zaraził jednocześnie umysły co najmniej dziesiątków milionów; ich kolejne pokolenie wciąż uznaje się za elitę nowego, wspaniałego świata, który zbudować będzie można dopiero po zniszczeniu ostatnich jego wrogów: zatwardziałych obrońców tak rozmaitych staromodnych pojęć jak zdrowy rozsądek, miłość bliźniego, szacunek dla doświadczenia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.