– Gromadzimy materiały dowodowe, mamy 48 godzin na przesłuchanie i przedstawienie mu zarzutów – mówi cytowany przez "Gazetę Wyborczą" rzecznik stołecznej policji.
– Nie byłoby naszej interwencji, gdyby nie epidemia koronawirusa. Nie można się gromadzić, trzeba zasłaniać twarz. Tych obostrzeń uczestnicy tego protestu nie dochowali – wskazuje nadkomisarz Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji. Zdaniem policjanta, "najbardziej liczną grupę zawodową na tym proteście stanowili dziennikarze, którzy relacjonowali wydarzenie".
Policjanci zainterweniowali, gdy uczestnicy protestu ruszyli chodnikami w kierunku Pałacu Prezydenckiego. Rozbijali protestujących w mniejsze grupy. – Ja się rozszedłem z legalnej demonstracji, zmierzam do domu, nie wiem zupełnie, o co chodzi – relacjonował dziennikarzom Paweł Tanajno, inicjator protestu. KSP jeszcze przed manifestacją wskazywała, że wszelkie zgromadzenia tego dnia w stolicy są nielegalne. Warszawski Ratusz nie wydał żadnej zgody na organizację jakiejkolwiek manifestacji.
Stołeczna policja podała, że Tanajno jest podejrzewany o „naruszenie nietykalności cielesnej policjanta podczas nielegalnego zgromadzenia”. Noc spędził w policyjnym areszcie.
Czytaj też:
Duda ma powody do niepokoju. Trzaskowski wzmacnia swoją pozycjęCzytaj też:
Biedroń domaga się zniesienia zakazu zgromadzeń