85-letnia artyska w rozmowie z "Super Expressem" opowiedziała o tym, jak spędziła ostatnie miesiące, kiedy wszyscy podlegaliśmy obostrzeniom związanym z epidemią koronawirusa i konieczości izolowania się.
– W momencie, kiedy rozpoczęła się ta sytuacja, kiedy pojawił się w kraju koronawirus, uciekłam na wieś. Zaprosili mnie do siebie moi przyjaciele. Przez ten czas nie wychodziłam poza obręb ich działki. Byłam bezpieczna – przynała Irena Santor.
Piosenkarka odniosła się też do tego jak w tym trudnym okresie poradziły sobie władze. Opowiedziała o wrażeniu z perspektywy artystki. – Żyjemy w próżni. Odbija się to na naszym środowisku. Kultura nie ma pomocy od państwa. Estrada zawsze musiała zapracować na siebie. Teraz nie ma jak – powiedziała. Santor przyznała, iż ma wielki żal do władz, ponieważ poza "małymi wyjątkami" nie wspomagają ludzi kultury.
– Dopóki byliśmy im potrzebni, umilaliśmy im czas, to było fajnie. Teraz się od nas odwrócili. To smutne. Traktują nas po macoszemu, a przecież płacimy podatki jak wszyscy – dodała. Piosenkarka wyraziła nadzieje, że wkrótce zostaną otwarte teatry i "wszystko zacznie wracać do normy".
Czytaj też:
"Doucz się". Młynarska ostro do HołowniCzytaj też:
Szokująca grafika feministek. Dziennikarka Polsatu nie wytrzymała: Sprowadzacie je do roli suki w rui