W normalnych okolicznościach człowiek stara się tego nie robić – nie irytować wodza. Są jednak takie sytuacje, kiedy trzeba. Nie ma innego wyjścia. Musisz. Ta gra jest niebezpieczna, bo wódz może wybuchnąć i wtedy lepiej być już gdzieś bardzo daleko. Posłuchajcie…
Większość podróżników, gdy trafia do któregoś z dzikich plemion, unika konfrontacji. Starają się nikogo nie obrazić, nie łamać tabu. To w zasadzie dobre – zasady uprzejmości – ale ważniejsza jest zasada równowagi. Jeżeli wódz ma cię szanować, to nie możesz być miękkim kapciem, który we wszystkim ustępuje i ostatecznie przestaje być sobą. Gdy oni tańczą dookoła ogniska, wznosząc modły, ja siedzę z boku i zmawiam różaniec.
– Co robisz? – pyta wódz.
– To samo, co oni tam – odpowiadam.
– Jak? – pyta wódz.
– Tam jest kółko, tańczą w kręgu. I tu jest kółko, na różańcu. Oni śpiewają w kółko to samo i ja zmawiam w kółko to samo.
– A czemu nie tańczysz?
– Tańczą moje palce, na różańcu. Tak samo jak ich nogi, tam na placu.
Źródło: DoRzeczy.pl