A było tak. Przyleciałem do Nowego Jorku na studia doktoranckie z Kalifornii w sierpniu 1989 r. Mój wice-rodzic Zdzicho Zakrzewski dał mi namiary na swych przyjaciół i znajomych oraz nakazał odwiedzić. Wśród nich był mój przyszywany wujek, Tadzio Ungar ze Śniatynia. Był oficerem wywiadu, walczył w Hiszpanii przeciw czerwonym, potem przeciw Niemcom: w Polsce i Francji, uciekł na rowerze przez Saharę sam przez Casablankę do Senegalu; następnie służył w konwojach morskich, a po wojnie w kompaniach wartowniczych.
Gdzieś w listopadzie Tadzio zabrał mnie do Polish American Veterans Association (PAVA), przy Union Square na Manhattanie. PAVA założyli żołnierze-ochotnicy z USA, którzy o wolność Polski walczyli w czasie I wojny światowej i potem. Członkiem PAVA był też i Zdzicho. Na kwaterze było jak w domu. Na ścianach wielkie herby miast polskich, a w tym i kochanego Wilna i Lwowa. Ucieszyłem się. "A wiesz kto to robił? Andrzej Pityński, ten od Katynia". To była jego pierwsza płatna praca jako artysty w Ameryce. Weterani dali mu start. Tak naprawdę zaczęła się jego kariera. I do dużego stopnia łożyli na jego dzieła weterani.
O Andrzeju Pityńskim słyszałem bowiem od wielu lat, wuj Tadzio przysyłał nam cegiełki na pomnik katyński. Zbierał fundusze. Potężny swoją wymową pomnik powstał w Jersey City, NY: oficer WP ze skrępowanymi rękoma z tyłu pchnięty bagnetem. Stoi dokładnie po przeciwnej stronie wody od World Trade Center. Niedawno była awantura, bo chciano pomnik usuwać. Rzekomo emanuje przemocą. W rzeczywistości powodów było kilka, a w tym komercyjne plany w okolicy, oraz wystawiony w pobliżu przez Rosjan pomnik niby upamiętniający 11 września, a w rzeczywistości starający się Katyń przysłonić. Demolce zapobiegli lokalni działacze polonijni i ówczesny konsul RP po wielu cierpieniach.
Nota bene, nie był to pierwszy pomnik Mistrza, który wzbódził taką kontrowersję. W Bostonie widziałem jego "Partyzantów". Właśnie partyzantów "Ojca Jana", którzy walczyli przeciw dwu wrogom: Niemcom i Sowietom. Komuś to przeszkadza i zaczęły się przepychanki, aby pozbyć się pomnika. Udało się go wybronić, chociaż trzeba było go przenosić w inne miejsce. A ostatnio lewacy zamazali na tablicy, że partyzanci walczyli też przeciw czerwonym, a nie tylko brunatnym.
W spokoju za to stoi w amerykańskiej Częstochowie, czyli Doylstown, PA, pomnik "Mściciela", czy też "Husarza". Obok niego leży wuj Tadzio, ciocia Dzidzia i jej mąż, Lonio, ppłk. "Ząb", cichociemny, szef sztabu Brygady Świętokrzyskiej, bezpośredni dowódca "Ojca Jana". Monumentalny Rycerz Pityńskiego strzeże grobów wojskowych. Wersja tego Rycerza stoi też w Stalowej Woli, mateczniku "Ojca Jana".
Zresztą gdzie nie ma Pityńskiego? W Warszawie jedyny pomnik Bitwy Warszawskiej 1920 r. jest jego dłuta. To rzeźba Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej. Znów sponsorowany przez weteranów. Pamiętam, że w kościele w Drohobyczu Adam Bąk ufundował ujmującą płaskorzeźbę pt. "Ponary", o masowej zbrodni kolaborujących z Niemcami szaulisów pod Wilnem.
Wyrychtował też popiersie Generała Andersa, które stoi pod Monte Cassino, ma trafić do National Army Museum w Anglii. Ma na swoim koncie rzeźby Tadeusza Kościuszki, Marii Skłodowskiej Curie, Ignacego Paderewskiego oraz ks. Jerzego Popiełuszki. Stoi też National Katyń Memorial Pityńskiego w Inner Harbor w Baltimore.
W magazynie w Gliwicach za to leży od lat jego przerażające, porażające dzieło o "Rzezi Wołyńskiej". Nie ma miejsca w przestrzeni publicznej na świadectwo tragedii, o której politycy starają się zapomnieć w fałszywe imię zbliżenia z Ukrainą. A przecież, po pierwsze, obowiązkiem jest upamiętnić; po drugie, usłyszeć wyrazy skruchy; a dopiero wtedy, po trzecie, przebaczyć.
Jednym słowem, Mistrz Pityński sztuką swoją działał jako Kustosz Pamięci Narodowej. Załatwiał sprawy nie załatwione. Kiedyś powiedział mi, że sztuka światowa dzieli się na dwa trendy: trockistowski i tradycyjny. On broni tradycji.
Pytałem co go napędza, chłopaka z Ulanowa. On mi na to powiedział, że wychował się w partyzanckim kraju. Jego pierwsze wspomnienie jako małego chłopca było takie, że do zagrody wpadają bandziory z Urzędu Bezpieczeństwa i zaczynają bić jego ojca. Krew czerwona rozbryzguje się na jego koszuli. Rzucają się na matkę, odpychają. Ojca porywają, uprowadzają do więzienia. Cała jego rodzina była w partyzantce NOW-NSZ-AK. Właśnie u "Ojca Jana", a potem w NZW u Wołyniaka".
To w okolicach Ulanowa w maju 1945 r. miała miejsce bitwa pod Kuryłówką, największy pogrom NKWD i Armii Czerwonej podczas polskiego Powstania Antykomunistycznego. I jego rodzice w tym brali udział. To u państwa Pityńskich między innymi ukrywał się Michał Krupa („Pułkownik”), kuzyn czy brat matki Mistrza, którego Ubecy dorwali dopiero w 1959 r.
Jest taka piosenka: "W szczerym polu biały krzyż/nie pamięta już/kto pod nim śpi". Napisał ją syn partyzanta "Ojca Jana". Zupełnie przejmująca, chwyta za duszę i serce.
To samo z rzeźbą Mistrza Andrzeja Pityńskiego, RIP. To taka piosenka wyryta w bronzie. "Bo wolnych ludzi nic nie złamie".
Marek Jan Chodakiewicz
Washington, DC, 25 września 2020